sobota, 3 października 2015

Rozdział 5

29 października

Krótka czarna spódniczka ledwo zakrywała jej tyłek, należała też do grona niewielu ulubionych dziewczyny więc gdy obejrzała się w lustrze, na jej twarz wpełzł uśmieszek zadowolenia. Oczywiście, lubiła podobać się sobie.
Do obcisłego ciemnego topu dobrała skórzaną kurtkę, a stopy już teraz bolały ją od dziesięciocentymetrowych szpilek.
Włosy ściągnęła w ciasnego kucyka i wyjąwszy pojedyncze pasma włosów, ponownie obejrzała się w lustrze.
Była już na wielu imprezach w swoim życiu. Nie jest wcale tak, że każdą z nich pamięta. Po prostu niezliczone fotografie i rzekome historie jej znajomych utwierdzają ją w tym przekonaniu.
Odwróciła się od lustra i sięgając po swój telefon odrzuciła przychodzące połączenie. Upewniwszy się, że to nikt ważny schowała telefon do kieszeni kurtki i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Z dołu dobiegł ją gwar toczonych rozmów i zapach kawy. Do przyjazdu Clave pozostawało coraz mniej czasu więc starsi mieszkańcy Instytutu nie zajmowali się niczym innym jak rozmyślaniem nad rozłożeniem pokoi i innymi mało istotnymi sprawami. Rzeczy jak ta wydawały się głupimi drobnostkami które można zostawić na ostatnią chwilę, oni jednak wkładali w to całe swoje serce i było to okropnie frustrujące jak i zwyczajnie nudne.
Megan przewróciła oczami i udała się w stronę pokoju Jack'ea. Zapukała dwukrotnie i w oczekiwaniu aż chłopak otworzy drzwi, zaczęła bębnić palcami o udo wybijając jakiś przypadkowy rytm. Przewróciła oczami gdy po otwarciu przez niego drzwi dobiegł ją uderzający zapach wody kolońskiej.
Udała, że się krztusi na co odpowiedział jej śmiechem. Chłopak ubrany był w biały t-shirt, przetarte luźne jeansy, owiniętą wokół pasa ciemnoczerwoną koszulę w kratę i czarne conversy. Długie brązowe włosy zebrane miał w kucyk. 

-Gotowy? - zapytała nie trudząc się obciągnięciem spódniczki, która niebezpiecznie powędrowała w górę.
-Jasne, tylko wiesz na dworze jest jakieś cztery stopnie na plusie, nie sądzę żeby ten strój był – zastanowił się nad odpowiednim określeniem – wystarczający – skończywszy swoją wypowiedź omiótł ją wzrokiem od stóp do głów, wykonując przy tym niezrozumiały gest ręką.
-Ja natomiast nie sądzę, aby impreza była dobrym miejscem na założenie golfa i termo ocieplaczy- odwróciła się na pięcie i ostatnie słowa wypowiedziała już idąc w stronę schodów.
-Oczywiście – wymamrotał coś w odpowiedzi o tym, że powinien zdjąć swoje zanim wyjdą ale ona nie była w stanie tego usłyszeć ponieważ pokonywała właśnie ostatni schodek.

Na dole spotkała się z przenikliwym spojrzeniem Alexandry, nie zwróciła jednak na nią uwagi. Nie było takiej potrzeby.
Zaraz po tym jak Jack zszedł na dół, oboje usłyszeli znajomy śmiech i u szczytu schodów pojawiła się roześmiana Luna, obejmująca w pasie jak zwykle obojętnego Ben'a.
Dziewczyna założyła przylegającą granatową sukienkę z wycięciem na plecach oraz baletki. Meg przeszło jedynie przez myśl, że jej strój nie pasuje do panujących tam obyczajów.
Ben natomiast założył czarne spodnie oraz zwykłą ciemną koszulę. Zadziwiająco dobrze, jak na niego.
Gdy upewnili się, że mają ze sobą wszystko i założyli kurtki, wyszli i uderzył w nich chłód październikowego wieczoru. Megan zacisnęła usta w wąską kreskę i szybkim krokiem wyszła poza obręb Instytutu. Reszta podążyła za jej przykładem. Po drodze do metra nikt się nie odzywał. Przyglądali się mijanym po drodze ludziom, pogrążonym we własnych myślach. Każdemu z czwórki nocnych łowców przeszło przez myśl, że oni nie wiedzą co się dzieje. Na co narażony jest ich świat i jak skończy się to dla nich – bezbronnych, niewinnych ludzi.
Dotarłszy do metra wypełnili-oczywiście zbędne-formalności i wsiedli do pustego przedziału. Każdy z nich zajął miejsce siedzące. Po drodze Luna zamieniła parę zdań na dość niekonkretny temat z Megan, po czym każdy z nich znów zajął się swoimi sprawami.
Megan wyjęła telefon z kieszeni i ze zniecierpliwieniem czekała, aż strona główna na instagramie zachce się odświeżyć. Polubiła parę przypadkowych zdjęć, jakiś przypadkowych ludzi po czym musieli wysiadać więc rozłączyła się z wi-fi i jej telefon zajął swoje miejsce w kieszeni.
Gęsia skórka pokryła całe jej ciało gdy wysiadła z ciepłego, ogrzewanego przedziału. Ona po prostu szła dalej nie chcąc odwracać się w stronę Jack'a. Wiedziała jakim spojrzeniem to się skończy i nie chciała dawać mu tej satysfakcji, więc tylko zapięła kurtkę pod samą szyję.
Wyszli z metra i pokonali dalszą drogę pieszo.
Gdy znaleźli się pod domem Magnusa, serce Meg zaczęło bić szybciej. Była szczęśliwa i nareszcie mogła powiedzieć, że jest w domu.
Otworzył im sam właściciel, dziewczyna posłała mu słaby uśmiech i przedstawiła każdego z towarzyszy. Wzrok czarownika trochę dłużej spoczął na Benie, ale jakby nikt oprócz nich samych zdawał się tego nie zauważać. Początkowo trzymali się razem, lecz po dwóch drinkach ich drogi się rozeszły. Wspomnienia z tej nocy będą dzielić z kimś innym. Jeśli w ogóle będą ją pamiętać.
Megan celowo odmawiała alkoholu, pamiętała swoją rozmowę z Magnusem.
Upewniwszy się, że nikt z Instytutu nie będzie martwić się o jej nieobecność, po prostu odnalazła wzrokiem czarownika i przecisnąwszy się przez parkiet, zapełniony spoconymi ciałami złapała go za rękę odciągając od jego rozmówcy.
Mężczyzna chciał właśnie wygłosić jakąś złośliwą uwagę na temat jej zachowania, gdy poczuł jak jej ramiona owijają go w pasie. Dziewczyna przycisnęła policzek do jego klatki piersiowej i próbowała nie zakrztusić się nadmiarem jakiś drogich perfum. Trwali tak jeszcze przez chwilę, gdy czarownik odwzajemnił uścisk.

-Magnusie, tak bardzo za tobą tęsknię – powiedziała odsuwając się od niego, w pełni świadoma, że widziała go niecałe dwa dni temu.
-Chodź – podał jej rękę, zupełnie nie zwracając uwagi na jej słowa.

Zaprowadził ją do swojego gabinetu i upewniwszy się, że drzwi są zamknięte otworzył okno. Rześkie powietrze jakby koiło jej nerwy i nie wydawało się już zimne. Wręcz uzależniające. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć czarownik chwyciwszy się framugi okna postawił nogę na parapecie i zniknął w ciemności.
Brunetka stała przez chwilę rozważając w myślach czy powinna zrobić to samo. W końcu zdecydowała, że jest zbyt zdesperowana rozmowy z przyjacielem, więc ściągnęła buty i naśladując jego ruchy stanęła na dachu kurczowo trzymając się okiennicy.
Siedział na płaskiej powierzchni dachu wpatrzony w bezkresną ciemność, po prostu patrzył, rozmyślając.
Po kilku minutach starań dziewczyna wreszcie usiadła obok niego i oparła głowę na jego ramieniu.
Poczęstował ją papierosem, lecz ona odmówiła. Potrzebowała nikotyny, ale Magnus był teraz ważniejszy. On zrozumiał jedynie przez jej spojrzenie więc schował paczkę do kieszeni świecącej marynarki.

-Zaczynam rozumieć dlaczego moja matka nienawidzi nocnych łowców – słowo 'matka' z trudem przeszło jej przez gardło
-Ona ich nie nienawidzi, gdyby tak było prawdopodobnie zerwałaby z nimi wszelkie kontakty.
-Wiem – odparła zastanawiając się nad dalszą wypowiedzią – Nie rozumiem tych ludzi, są tacy obowiązkowi i zacofani. Traktują prawo jako rzecz świętą i przestrzegają je mimo iż jest po prostu idiotyczne
-Dura lex, sed lex - wyrecytował Magnus – Twarde prawo, ale prawo.
-Moja matka też taka jest? - zapytała nie do końca wiedząc czy chce o niej rozmawiać.
-Nie. Męczą ją tacy ludzie. Jest zupełnie taka jak ty. No cóż, przynajmniej była. Dlaczego pytasz?
-Nigdy tak naprawdę jej nie poznałam – powiedziała szczerze, odrzucając od myśli słowa Magnusa o ich podobieństwie.
-Powinnaś dać jej szansę
-Może jeśli ona wytrzeźwieje, jeśli to w ogóle możliwe. Może jeśli zacznie obchodzić ją moja nieobecność, może jeśli zadzwoni. Może.

Oboje wiedzieli, że należy na tym skończyć rozmowę. Jej słowa zawisły pomiędzy nimi. On nie chciał ich przyjąć, a ona wypluła je z siebie. Oczyściła z nich umysł. Po prostu nie chciała zakwaszać nimi jej myśli. Nie chciała myśleć o matce. Już nie.
Ona wstała jako pierwsza tłumacząc się pozostawionymi na pastwę losu towarzyszami. Nie chciała jeszcze odchodzić, pragnęła po prostu pozostać blisko przyjaciela i czuć się bezpieczna jeszcze przez chwilę. Jednak musiała, wiedziała że była odpowiedzialna za tych których tu przyprowadziła. Mimo iż nie obchodzili ją oni nie chciała robić nikomu kłopotów, sobie też nie.
Metro jak zwykle o tej porze było puste. Luna co chwile przerywała panującą ciszę śmiejąc się z nudnych żartów Ben'a. Jack szedł gdzieś z tyłu z trudem panując nad równowagą. Przy pomocy Megan wsiedli do przedziału i podczas dłużącej się w nieskończoność jazdy nie odzywali się do siebie.
Wysiadając Luna potknęła się i dzięki szybkiej interwencji brunetki nie doznała bliskiego kontaktu z ziemią.
Wrócili do Instytutu około drugiej nad ranem. Jack otworzył drzwi i zamarł uniemożliwiając innym wejście do środka. Megan zniecierpliwiona i zmarznięta przecisnęła się pod jego ramieniem i napotkała na sobie zaciekawione spojrzenie skośnych, brązowych oczu. Stała przed nią długonoga dziewczyna, oszołamiająco piękna. Jej uroda odrywała na chwilę od rzeczywistości. Brązowe włosy idealnie ułożone opadały kaskadą na jej ramiona.
Meg otworzyła usta aby coś powiedzieć, ale przeszkodził jej silny uścisk Jack'a na ramieniu. Wykrzywiła usta w grymasie bólu strącając jego rękę. Patrzyła jak stara się zachować równowagę podpierając się ściany ręką. Chłopak wreszcie poddał się i po prostu stąpając z nogi na nogę wpatrywał się z niedowierzaniem w dziewczynę. Wszystko trwało jakieś dziesięć sekund zanim on się odezwał:


-Pia.  



//Nora
NAPRAWDĘ BARDZO PRZEPRASZAM, ŻE ROZDZIAŁ JEST DOPIERO TERAZ, po prostu niezliczone obowiązki związane ze szkołą nie pozwalają mi być systematyczną:/ Mam nadzieję, że rozdział się podoba i błagam o komentarze, są najbardziej motywującą rzeczą na świecie!

2 komentarze:

  1. była, była zabawa, ale się działo! i znowu nocy było mało! było głośno, [chyba nie]było radośnie! znów przetańczyli [chyba]razem całą noc!
    Jednym słowem - cudownie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Bardzo mi się podoba :* Megan taka rozsądna (nie pije, nie pali) XD *sarkazm* Czekam na next'a z informacjami o Pii (tak to imię się odmienia?!) Dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń

zostaw choć najkrótszy komentarz:)