niedziela, 17 kwietnia 2016

INNE BLOGI?

Blog Nory --->https://www.wattpad.com/story/67381697-innocent-l-h
Blog Tessy --->http://finalpaage.blogspot.com
WHITE WAR na wattpadzie --->https://www.wattpad.com/myworks/65809072-white-war
(trochę na wattpadzie są do tyłu rozdziały ale nadrobimy)

Rozdział 16

5 miesięcy wcześniej...
Wielkie mahoniowe drzwi otworzyły się z wielkim hukiem ukazując wysokiego mężczyznę w dobrze skrojonym garniturze i białej koszuli spod ,której prześwitywały runy. Przemierzając salę obrad poruszał się z gracją ale i pewnością.Źrenice skośnych oczu były rozszerzone a wąskie usta były zaciśnięte.Nawet głupiec zauważyłby ,że Akinori Bloodstick ,obecny konsul Nocnych Łowców,był wściekły.Rada Clave wśród ,których zasiadała Aleksandra Lightwood przerwała swoją dyskusje i spojrzeli na długo wyczekiwanego konsula.Gdy mężczyzna wreszcie zajął swoje miejsce spojrzał na zebranych z wyraźnym niepokojem.Wziął głęboki wdech i zaczął mówić:
~Cisi Bracia przetłumaczyli ten tekst~mówiąc to wzniósł w górę skrawek przeżółconego papieru.Ten świstek ostatnimi czasy przysporzył  ogromne problemy potomkom Razjela. Skradziony rebeljantom podczas jednego z ataków na ich siedzibie był ich jedyną wskazówką na rozwikłanie zagadki.Od ponad miesiąca Nocni Łowcy znikali na kilka dni a następnie ktoś podrzucał wspaniałomyślnie ich ciała aby rodzina mogła wyprawić pogrzeb. Nikt nie wiedział skąd wzięli się rebelianci ani co oznaczały dziwne napisy na ciałach zmarłych. Jedno było pewne. Rebelianci bardzo pieczołowicie chronili kartkę ,którą Bloodstick trzymał w dłoni. Zbyt pieczołowicie aby nie była ważna.~To jest wiadomość. Wiadomość z niebios i piekieł...
Konsul zrobił przerwę aby sprawdzić reakcje Rady. Jedni byli przerażeni, inni mieli wypisaną kpine na twarzach lub jak Aleksandra zachowali kamienną twarz.
~W wiadomości żądają dzieci. Jedno jest pół diabłem a drugie pół aniołem.Ale oboje żyją wśród Nocnych Łowców. Rebelianci nie zabijają nas bez przyczyny oni szukają potomków. Zapewne nie chodzi im o samo morderstwo to wina silnego rytuału ,który zabija osobę nie będąca wybranym Nocnym Łowcom.
Na sali zapadła cisza. Wiadomość nie z tego świata była potwierdzeniem istnienia aniołów ,w których większość zebranych nie wierzyła.
~Co się stanie jeżeli te osoby nie trafią..tam gdzie powinny trafić?
Ciszę przerwał Serafin Verlac. W oczach niskiego mężczyzny rysowało się przerażenie. Konsul wahał się. Po chwili nie patrząc nikomu w oczy powiedział:
~Sami po nie przyjdą ale nasz świat nie jest na tyle silny aby poradzić sobie a taką energią...więc zapewne spłonie.
Śmierć dla Nocnego Łowcy jest warta tylko wtedy z umrze w walce i będzie wiedział ,że zginął w słusznej sprawie. W obronie świata. Perspektywa zginięcia z powodu braku możliwości uratowania go nie była zbyt zgodna z naturą potomków anioła.
~Czyli legenda o dwóch braciach jest prawdziwa?~po raz pierwszy od rozpoczęcia się zebrania Aleksandra zabrała głos.W jej głosie jak nigdy dotąd słychać było niepewność.
Nikt jej nie odpowiedział Akinori tylko lekko pokiwał głową.Po około dziesięciu minutach ciszy zakłóconą tylko cichą modlitwą jednej z Rosalesów wybuchła głośna dyskusja ,którą konsul próbował opanować. Lightwood już jej nie słyszała marzyła tylko o powrocie do domu.
~~TESSA
Więc oto rozdział po dość długim czasie ale jestem z niego w pełni zadowolona możemy was zapewnić ,że teraz rozdziały będą ciekawsze.Prosimy o zostawienie komentarza z opiniami.

niedziela, 13 marca 2016

Rozdział 15



Wysiadła z zatłoczonego autobusu pełna sprzecznych emocji. Początkowy entuzjazm już dawno rozpłynął się w powietrzu ustępując miejsca niepewności oraz pogardzie. Brunetka odrzuciła włosy na plecy i zamykając oczy, wzięła głęboki oddech.
Mocno zaciskała palce na zdjęciu znalezionym w tunelach. Z góry założyła, że należy do matki więc to właśnie jego użyła do zaklęcia lokalizującego, przeprowadzonego przez Magnusa. Dzięki niemu odnalazła swoją rodzicielkę. Wcisnęła fotografię w tylną kieszeń luźnych jeansów i ruszyła przed siebie, zdeterminowana i ciekawa.
Zapukała do dużych drewnianych drzwi, jednego z wielu domów w Brighton. Budynek oraz podwórze było schludne, zadbane. Na ganku nie były porozrzucane pojedyncze butelki po piwie, a na podjeździe stał rodzinny pick up. Czuła się obco, nie znała osoby, do której drzwi pukała. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, bała się.
Po chwili drzwi zaskrzypiały, otwierając się. W drzwiach stała kobieta o kruczoczarnych włosach, niebieskich, iskrzących się oczach i wesołym uśmiechu. Dopiero po chwili Megan zorientowała się, że to jej matka, że to ta sama osoba, którą porzuciła. Tyle, że to wcale nie była ona. Schludny makijaż mógł ukryć sińce i wory pod oczami, ale wspomnienia robiły swoje. Jej obecność była przygnębiająca, okropna.
-Słucham? - Dopiero po tych słowach zorientowała się, że jej nie poznała. Nie poznała własnej córki.
-Jestem z Instytutu Londyńskiego, chciałabym zadać pani parę pytań – była na wygranej pozycji, nie mogła odmówić, nie wiedziała kim jest tajemnicza dziewczyna.
-Nie sądzę aby to było konieczne – popchnęła drzwi w celu ich zamknięcia, Meg była jednak szybsza, kładąc rękę na malowanym drewnie.
-Owszem – uśmiechnęła się sztucznie – jest to konieczne.

Weszła do środka, wymijając zdezorientowaną kobietę w drzwiach. Rozejrzała się po pomieszczeniu, które było namiastką nowego życia Elizabeth Reheaven. Niebiesko-biała kolorystyka była w pewnym stopniu przygnębiająca, nudna.
Megan westchnęła i bez skrępowania usiadła na dużej, białej kanapie stojącej przy ścianie. Posłała ponaglające spojrzenie matce i przeszła do sedna:

-Co wie pani o rekrutach?
-Kto to? - Udawała, bawiła się palcami, pokazując że kłamie. Była taka oczywista.
-Co prawda nie byłam w stanie przynieść mieczu anioła, ale droga do Londynu trwa trochę ponad godzinę, myślę że chętnie przeczekałabym ten czas, tylko po to aby poznać prawdę. - Popatrzyła na nią, oczekując reakcji na nieoczywistą groźbę, - możemy też załatwić to teraz i nikomu nie stanie się krzywda. - Liz się nie odzywała, puste spojrzenie utkwione było w twarzy Megan, co zmusiło ją do odtrącenia jej uwagi, nie mogła dać się rozpoznać. - To jak?
-Znam cię – wyszeptała.
-Nie wydaje mi się – udawała znudzenie i zachowując zimną krew posłała jej lodowate spojrzenie.
-Oni chcą pokoju – Megan zdezorientowana wytrzeszczyła oczy na to nagłe wyznanie, nie spodziewała się tak szybkiej reakcji.
-Zabijanie ludzi nie jest tego najlepszym dowodem.
-Giną ci, którzy nie współpracują. Giną ci, którzy z góry są przegrani.
-Potrzebuje konkretów. Nazwiska, miejsca spotkań, plan,wszystko – zacisnęła mocno pięści, trudno było spędzać kolejne minuty w towarzystwie niczego nieświadomej matki. Chyba wolałaby gdyby kobieta nic nie wiedziała, przynajmniej nie musiałaby siedzieć w przytłaczającym mroku tego miejsca.
-Ja nic nie wiem, skonsultowali się ze mną w sprawie mojej córki – Megan drgnęła, wyraźnie zdruzgotana. - Niestety, ja takowej nie mam. Nie mogłam im pomóc.

Brunetka dokładnie zbadała ją wzrokiem. Być może się zorientowała. Być może wie o wszystkim.

-Czego mogli chcieć od pani córki? - Nie zwracała uwagi na drugą część wypowiedzi. Nie chciała.
-Chcieli ją zabić.
-Dlaczego? - Spytała zdezorientowana, spanikowana i zdecydowanie zaskoczona.
-Ona jest jedną z nich, ona jest wybraną.

*

Jack wykonał niespodziewany ruch, powalając przeciwnika na ziemię. Ben leżał przez chwilę na drewnianej posadzce, wyraźnie zmęczony. Potrzebował narkotyku. Maskował zalewający go pot pod maską ciężkich treningów, a wyraźne drgawki i zmęczenie tłumaczył zbyt długim czasem spędzonym na siłowni czy w zbrojowni. Był nieobecny, nie był sobą. Przymknął opadające powieki i z pomocą parabatai dźwignął się z podłogi. Odetchnął głęboko, wycierając zalane potem czoło o materiał koszulki.
Jack przyglądał się uważnie każdemu jego ruchowi. Coś było nie tak, czuł to głęboko w sercu, tak jakby czegoś brakowało, pusty właściwe niesycący ból formował się w jego sercu. Ignorował to zbyt długo. Musi zapytać o co chodzi, musi dowiedzieć się co się dzieje.

-Ben, myślę że musimy porozmawiać – przygładził swoje włosy, zebrane w prymitywnego kucyka.
-Jasne, pójdę tylko pod prysznic.

Chłopak nie czekał na jakikolwiek protest ze strony swojego towarzysza, po prostu szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, znowu zostawiając go samego. Irytacja oraz niepokój wymalowały się na twarzy Herondael'a.

-Ostatnio wam się nie układa – gardłowy głos przemówił z drugiego końca pomieszczenia. - Kryzys w związku?
-Co cię to obchodzi? - Z pewnego powodu osoba Sebastiana nie przypadła Jackowi do gustu, był uczulony na takich ludzi. Na ludzi z tajemnicą i nieznaną przeszłością, na ludzi pełnych pogardy i smutku.

Nie uzyskał odpowiedzi, jedynie blady, drwiący uśmieszek wpełzł na jego twarz. Śmiał się z niego. Czarnooki spojrzał w jego kierunku przenikając go spojrzeniem.

-Musisz wiedzieć, że nie tylko twój mały przyjaciel ma sekrety – pewnego rodzaju duma przenikająca jego głos była nadzwyczaj niepokojąca.
-O czym ty mówisz?
-Zapytaj się swojej dziewczyny – chłodny uśmiech znów zagościł na jego twarzy.
-Pia? Co ona może ukrywać..?
-Dlaczego jesteś taki ślepy – wyniosły ton świadczył o wyraźnej dominacji jaką posiadał w prowadzonej konwersacji. - Nie mówię o Pii.
-Wybacz mi, ale nie rozumiem – Jack zacisnął pięści, poirytowany gierkami blondyna.
-Chodzi mi o Megan.

Milczenie wypełnione niedopowiedzeniami było zbyt uzależniające, gęste powietrze osiadło na niewypowiedzianych słowach i pozwoliło im się roztopić w ciszy. Nikt miał już nie usłyszeć niewyraźnego ale skoncentrowanego zaprzeczenia Jacka, nikt miał już nie zaśmiać się z próby obrony przed oczywistą prawdą. Nikt miał nie poznać opinii Herondale ani jego rozdartych myśli.
Wszystko pochłonęło milczenie i trwoga, trwoga przed prawdą.

*

Uśmiechnął się do swojego odbicia. Wszystko szło po jego myśli, rozpływał się w euforii, zwycięstwie. Szybkim ruchem wyjął telefon z tylej kieszeni spodni słysząc przychodzące połączenie.

-Słucham – wypowiedział, zamykając zmęczone powieki. Oczekiwał pozytywnych informacji, tylko takie go zadowalały.
-Załatwione, dziewczyna wie. - Przymknął powieki rozkoszując się małym zwycięstwem, pokonał kolejne stopnie w drodze na szczyt.
-Dokładniej.
-Jest oszołomiona, zdruzgotana, zdeterminowana. Będzie na miejscu za parę minut, przygotuj się.

-Miło jest mi słyszeć te słowa. - rozprostował palce, spoglądając na srebrny pierścień błyszczący na serdecznym palcu. - Oznaczają, że jednak na coś się przydajesz. - Odetchnął głęboko, - Dziękuję Elizabeth.  

/Nora

A więc..nie było nas bardzo długo i najgorsze jest to, że nie czujemy się z tym źle. Po prostu czasem potrzebna jest przerwa na przemyślenie tego wszystkiego i zastanowienie się czy na pewno to co się robi jest w jakimś stopniu potrzebne. Początkowo stwierdziłyśmy, że nie dlatego pojawiły się takie, a nie inne komentarze pod ostatnim postem, ale nie wolno się poddawać i trzeba dokończyć to co się zaczęło.
 Tak oto jesteśmy tutaj po dwumiesięcznej przerwie. Dodajemy post późno, ale po prostu nie mogłyśmy się doczekać, mamy nadzieję że wciąż ktoś tu jest i bardzo prosimy o komentarze bo teraz są jeszcze bardziej potrzebne niż zwykle(: PRZEPRASZAMY.

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 14

Wreszcie sam. Po całym dniu wrażeń i dziwnych zdarzeń Ben wreszcie mógł spokojnie pomyśleć i się odprężyć. Powinien być teraz na zebraniu Cleave ale wymigał się i zostawił Lune samą. Przyjaciółka pewnie potem będzie mu robić wyrzuty ale nie miał wyjścia. Musiał coś przemyśleć. Sytuacje, która zdarzyła się gdy zostali z Magnusem sami. Ku zdziwieniu i lekkiemu zawodowi Bena czarownik ani go nie pocałował ani z nim nie flirtował.Tylko go ostrzegał. Jako jedyny wiedział o nałogu chłopaka. I chyba nie zostawił tej informacji w spokoju bo Ben ciągle pamiętał jego słowa ,,Ben jeżeli w porę nie przestaniesz już nigdy tego nie zrobisz. Na Nephilim narkotyki działają mocniej wiem, że nie możesz się temu oprzeć  ale wierzę, że jesteś dość silny by to zrobić. Po prostu w to uwierz.Wiara to połowa sukcesu.'' On nic nie wiedział nie rozumiał. Narkotyki to jedyny sposób, żeby zapomnieć. Zapomnieć o tej ciągłej presji by ojciec był dumny.On nie musiał się ukrywać z tym kim jest. Mógł być sobą. Gdyby chłopak przyznał się do swojej orientacji jego ojciec zadbałby o to żeby każdy usłyszał o feralnym wypadku Bena a tak narawdę własnoręcznie zerwałby z niego runy i wygnał.W oku Bena pojawiła się łza, którą szybko starł. Musiał być silny...musiał.
Wyczerpany opadł na łóżko i zasnął.
Obudziła go czyjaś dłoń na policzku. Poczuł znajomy zapach cynamonu i drzewa sandałowego. Otworzył oczy i ujrzał przed sobą znajomą postać. Czarne włosy postawione na żel z brokatem. Marynarka niby z krokodyla i czarne spodnie.

-Magnus?- Gdy próbował wstać poczuł fale prądu. Spróbował jeszcze raz ale nie mógł się ruszyć.
-Przepraszam Ben to zaklęcie unieruchamiające.
-Czy możesz je zdjąć? W jakim celu tu jesteś i jakim prawem zaczarowałeś mnie? - Chłopak był wściekły. Nie wiedział czy z podwodu tego, że czarownik rzucił na niego zaklęcie czy dlatego, że prawdopodobnie wyglądał okropnie.
-Oh oczywiście, że je zdejme ale to za chwile najpierw przeszukam twój pokój.
-SŁUCHAM?
-Nie krzycz bo znam bardzo dobre zaklęcie na zamknięcie czyiś ust i nie mam tu na myśli pocałunku. Znajde tylko twój mały sproszkowany sekrecik i już cie puszcze wolno. Możesz mi powiedzieć jeszcze co to za przystojny młody mężczyzna kręci sie u was w kuchni?
-Nie wiem o czym mówisz.
Magnus spojrzał na niego jakby chciał doszukać się kłamstwa.
-Oj napewno wiesz jego nie da sie przeoczyć.Ostre rysy czarne oczy. - Przyglądał się dalej Benowi ale wyraz jego twarzy wyraznie świadczył o tym, że chłopak nie zna tej osoby.
-W każdym razie..-kontynuował czarownik nie przerywając poszukiwań - Coś mi w nim nie gra. Każdy przystojniak ma jakąś tajemnice...ty bierzesz narkotyki a on może być striptizerem w klubie dla wilkołaków. W każdym razie zachowywał się dziwnie i on chyba mnie skądś zna. Co nam nic nie mówi bo jestem bardzo znany wśród istot nadprzyrodzonych i sama królowa mnie zna..powiedzmy.
Na jego słowa chłopak uśmiechnął się lekko zarumieniony. Fakt, że Magnus uważał go za atrakcyjnego wprawił go w dobry humor.
Nagle Czarownik schylił się pod łóżko Bena, a ten cały się spiął.
- Oh tu cie mam. Serio Ben mogłeś wykazać trochę więcej kreatywności, mogłeś to schować w jakieś tajnej skrytce czy coś.
Magnus nie zważając na protesty niebieskookego spalił jenym pstryknięciem palców całą zawartość szkatułki.
-Mogę kupić natępne akurat pięniędzy mi nie brakuje. - Uśmiechnał się cierpko Ben
-Nie zrobisz tego - Mag zbliżył się do chłopaka - Nie zrobisz bo w głębi serca gdy zażywasz to świństwo odłamek twojego serca obumiera bo zdradzasz parabatai, a zresztą twojemu dostawcy zdarzył się mały wypadek.
Magnus odsunął się i posłał Benowi najpiekniejszy ze swoich uśmiechów.
-Co mu zrobiłeś? - zbladł na myśl, że komuś stała się przez niego krzywda.
-Kto powiedział, że ja to okrutne, że też mnie o to osądzasz kochany - na ostatnie słowo chłopak zadrżał co rozbawiło Magnusa - Poprostu jako diler wpadł w ręce policji którą ktoś wezwał. Zupełnie przypadkiem.
Czarownik puścił Nocnemu Łowcy oczko po czym pstryknięciem palców odwołał zaklęcie. Ben wstał i nie miał pojęcia co ma teraz zrobić.
-No to zbieraj się bez koszulki wyglądasz kusząco ale wątpie, że bedzie ci ciepło na dworze.
-Gdzieś idziemy? - Chłopak próbował rumienić się jak najmniej ubieracąc szary T-shirt.
-Miałem wam pomóc..wiem gdzie znajdziemy wilkołaki, które mogą podać nam pare nazwisk.
-Dobrze ide po reszte - miał wychodzić gdy Magnus zagrodził mu drogę.
-Oni są chyba zajęci, może pójdzimy tylko we dwójke?

Ben skinął głową.

*

Dotarcie na miejsce zajeło im około 20 minut. Klub mieścił się w dość podejrzanej częsci Londynu. Ben na wszelki wypadek miał przy sobie miecz i sztylet. Magnus był zupełnie rozluźniony i nie przejmował się tym, że w każdej chwili zza rogu mógł wyskoczyć zabójca.
Po wejściu do klubu zrobiło się okropnie duszno a serce Bena  przyśpieszyło. Czarownik musiał to wyczuć bo scisnął chłopaka za rękę i poszedł przodem. Łowca trochę zszokowany ruszył za Magnusem. Po około 15 minutach szukania mag ruszył w strone wypatrzonych wśród tłumu osób. Tymi osobami okazała się grupa wstawionych już lekko wilkołaków. Jeden z nich chyba rozpoznał Magnusa bo skrzywił się na jego widok.
-Magnus Bane...czymże zaszczycam sobie twoją wizyte?
Magnus uśmiechnął sie do niego.
-Ohh nic szczególnego Jacksonie, może pamiętasz jak wkurzyłeś jednego czarownika i pomogłem ci go przekonać żeby nie składał cię w ofierze?

Jackson chyba wyczuł, że Magnsu coś od niego chce bo cały się spią.

-Coś mi tam świta. - Magnus uśmiechną się jeszcze szerzej i siadł naprzeciwko wilkołaka zrzucając z miejsca jakiegoś blondyna z krzesła.
-Właśnie więc teraz może bedziesz mógł mi się odwdzięczyć.
-Jak?
-Nie wiem czy słyszałeś ale ostatnio rekruci nie dają Nocnym Łowcom wykonywać swoich zadań..
-Nie mam pojęcia o czym mówisz. - Uśmiech zniknął z twarzy czarownika.
-Dobrze wiem, że jesteś dobrze doinformowany i znalazłeś dobrze płatną prace u nich..o ile mi wiadomo to organizujesz im jedzenie nieprawdaż?- Wilkołak bardzo się denerwował bo cały się spocił i zaczął się jąkać.
-M-może ale co to ma do rzeczy?
-To, że ani ja ani mój towarzysz nie wydamy cię Nephilom gdy podasz nam pare nazwisk..

Jackson poderwał sie i złapał Magnusa za koszule i nachylił się nad nim. Ben wyciągnął już sztylet ale Magnus powstrzymał go przed czymkolwiek gestem ręki.

-Nie wiem czy zdajesz sobie sprawe jak poważna jest sprawa. Nikomu nie można ufać nawet Nocnym Łowcom myślisz, że ON nie ma szpiega w Instytucie?
-CO? Kto ma kogo? - tym razem to Ben naskoczył na Jacksona. - Ten tylko uśmiechnął się cierpko widząc rozdrażnienie Łowcy.
-Powiem tak pogadaj ze swoim ojczulkiem bo chyba nie mówicie sobie wszystkiego..


//TESSA
Chciałabym przeprosić ,że tak długo nie pojawił się post ale miałam mały kryzys.
Prosimy o pozostawienie choć najkrótszego komentarza to bardzo motywuje każdy kto przeczyta ten post napisze jak jego zdaniem potoczą się losy bohaterów chcemy wiedziec jak bardzo was zaskoczymy