środa, 28 października 2015

Rozdział 8

Clave przybyło jak zwykle punktualnie. Do Instytutu wprowadziło się tymczasowo około 15 nowych osób. Luna biegała po budynku i załatwiała różne papierkowe sprawy. Mijała dużo znajomych twarzy lecz i kilka takich, które widziała pierwszy raz w życiu. Wszyscy byli ubrani podobnie. W czarne eleganckie garnitury. Tylko parę kobiet miało ołówkowe spódnice i szpilki. Dziewczyna szła do biblioteki. Bycie w radzie miało wiele przywilejów. Między innymi możliwość bycia na spotkaniach Clave. Lune niepokoiły niektóre pomysły Nephilim. Widać było, że nie wiedzą co robić. Otworzyła ciężkie mahoniowe drzwi poczuła, że wzrok każdego uczestnika zebrania jest kierowany prosto na nią przepraszając za spóźnienie usiadła na swoim miejscu przy wilkiem stole. Alexandra wstała.
-A więc wszyscy są obecni. Możemy zaczynać...
Szykowały się długie nudne godziny.
******************************************************************************
Ben chodził po pokoju. Już nie mógł wytrzymać. Jego pragnienie było nie do wytrzymania. Próbował wszystkiego. Wypił co najmniej dwa litry wody, wyrzuł paczkę gum zapalił papierosa. Wszystko na nic. Jego ciało cały czas żądało jednego. Narkotyku. W końcu się poddał. Usiadł na łóżku i wyjął z pod niego pudełeczko. W środku znajdowały się saszetki z proszkiem. Już miał wziąć jedną gdy usłyszał pukanie do drzwi. Szybko schował pudełko wraz z zwartością pod kołdrę. W samą porę ponieważ w drzwiach pojawił się Jack.
-Hej..wszystko w porządku?
Ben zmarszczył brwi. Spojrzał w lustro stojące nad komodą i zobaczył ze wygląda okropnie. Cały spocony i miał wygniecioną koszulkę.
-Tak wszystko dobrze...spałem-Odpowiedział
Przyjaciel przyglądał się jeszcze chwile ale zaraz usiadł na krześle naprzeciwko Bena. Chłopak poczuł wyrzuty sumienia. Jack był dla niego jak brat zawsze wszystko robili razem. Ale bał się jego reakcji. On go by nie zrozumiał. Nie ma takiej opcji.
-Słucham.
-Dobrze wiesz ,że Clave za dużo nie zrobi w stosunku do rekrutów.-Przerwał na chwile obserwując reakcje przyjaciela-Za dużo jest ich by zgodnie podjęli decyzje. Dlatego my możemy im pomóc. Megan znalazła listę nazwisk moglibyśmy..
-Chwila jacy MY?-Ben przerwał Jackowi, doskonale wiedział po co przyszedł.
-Chcemy żebyś do nas dołączył.
-Co chcecie zrobić?
-Znaleźć kryjówkę rekrutów i dowiedzieć się kto nimi zarządza zmusić go do mówienia pewnie wiedzą więcej o tych dzieciach niż my.
Nastała cisza. Nie chciał tego robić. Jeżeli coś poszło by nie tak...Nie chciał myśleć o konsekwencjach. Ale czuł, że musi im pomóc. Za te wszystkie kłamstwa za odsuwanie ich od siebie.
-Zgoda.
-Serio?
Na twarzy Jacka było widać zaskoczenie. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Pewnie myślał, że Ben będzie potrzebować naprawdę mocnych argumentów.
-Tak pomogę wam.
Nagle rozległo się pukanie.
-PROSZE!
Krzyknął Jack. Ben popatrzył na przyjaciela z wyrzutem, miał go upomnieć, że to jego pokój i to on będzie decydował o tym czy ktoś ma wejść czy nie ale dał sobie spokój ponieważ w drzwiach stała Megan. Chłopak zdziwił się ponieważ dziewczyn anie była zbyt częstym gościem w jego pokoju. Prawdę mówiąc nigdy tu nie była. Dlatego tez rozglądała się po pokoju Bena ze zdziwieniem. Nie był to pokój typowego nastolatka. Wszędzie wisiała broń i wszystko było idealnie czyste. Żadnych brudnych ubrań tylko nieskazitelny porządek.
-A właśnie jest jeszcze jedna rzecz o której musimy pogadać-przerwał ciszę Jack.
-Zgodził się?-zapytała Meg
Ben pokiwał głową.
-Więc mam nadzieje, że się domyślasz, że sami nie zrobimy za dużo w związku z rekrutami. Potrzebny jest nam czarodziej. Dobry czarodziej. A mianowicie Magnus Bane. I tu zaczyna się twoja rola.
-Słucham?
-Masz przekonać Magnusa, że warto nam pomóc.

Chłopaka zamurowało.

~TESSA

2 komentarze:

zostaw choć najkrótszy komentarz:)