środa, 25 listopada 2015

Rozdział 10

Zmieszani mężczyźni odskoczyli od siebie jak poparzeni. Nastała niezręczna cisza, którą jako pierwszy przerwał Magnus.
-Jack czy ciebie nie nauczyli, że do cudzego mieszkania się puka?
Chłopak otrząsnął się ze zdziwienia i spojrzał z wyrzutem na Czarownika.
-Gdybym nie miał powodu wierz mi nie wszedł bym do tej kolorowej nory..Staliśmy z Meg na zewnątrz gdy jacyś mężczyźni wychodzący z baru obok kłócili się co zrobić z anielskim dzieckiem.
-CO?
Ben i Magnus byli zszokowani nie myśleli, że zaszło to już tak daleko.
-Chodźcie, Meg poszła ich śledzić.
Jack odwrócił się i wyszedł na zewnątrz. Magnus spoglądał przez chwile na Bena jakby czegoś oczekiwał ale ten udając, że tego nie widział ruszył juz na dwór. Czarownik westchnął i biorąc swój cekinowy płaszcz do kostek i kapelusz poszedł w ślady za chłopcami.
Niespodziewanie dziewczyna stała oparta o ścianę i bawiła się swoim telefonem spojrzała na Magnusa i uśmiechała się do niego ale był to przelotny gest, który widział tylko Czarownik.
-Dlaczego nie poszłaś za tamtymi kolesiami?
W głosie Jacka było słychać zdenerwowanie. Jego głos był zachrypnięty. Czyżby idealnie opanowany Nocny Łowca zaczął się denerwować? Magnus przyrzekł sobie w duchu, że będzie zwracał większą uwagę na zachowanie Jacka.
-Ci mężczyźni mówili o jakiejś głupiej grze komputerowej. Szli prosto do tutejszego salonu gier. I jak? Pomożesz nam?
Magnus spojrzał na Bena, który za wszelką cenę próbował uciec od jego wzroku.
-Tak pomogę - Czarownik nie spuszczał oczu z Nocnego łowcy
-Świetnie. Gdy sprzątałam z Luna pudła w Instytucie napotkałam listę nazwisk, które mogą być przydatne.
Meg podała spisane nazwiska z dokumentu Czarownikowi.
-Poszukam jakiś informacji na ich temat. Odezwę się jak coś znajdę a teraz przepraszam ale mam coś ważnego do załatwienia.
Magnus odwrócił się i zniknął w głębi mieszkania.
-Wiecie w Instytucie nie ma nic przydatnego do roboty...więc może byśmy wyskoczyli na jakąś imprezę?
Jack musiał się rozluźnić. To co widział przed chwilą nie mógł rozważać na trzeźwo. Chyba wszyscy byli poddenerwowani bo bez protestu zadzwonili do Luny i Pii zapraszając je na wspólną zabawę.
*****************
Klub o uroczej nazwie ,,EVIL DRINK'' był przepełniony przyziemnymi przyjaciele przepychali się koło mokrych od potu ciał. Meg odłączyła się od grupy i siadła przy barku gdzie zamówiła drinka. Obserwowała tańczących i zastanawiała się jak by wyglądało jej życie bez Nocnych Łowców. Gdyby tego wieczoru gdy uciekła z domu nie poszła do Magnusa tylko do domu dziecka. Może byłaby szczęśliwsza...Jej rozważanie przerwał barman który podał jej drinka już chciała zapłacić gdy mężczyzna powiedział:
-To od cichego wielbiciela - mrugnął do niej i zostawił ja samą z trunkiem.
Meg dobrze wiedziała, że nie powinna tego robić ale coś w jej głowie kazało jej to wypić. Zastanawiała się jeszcze przez chwile a potem wypiła drink za jednym razem. Zakręciło jej się w głowie i jedyne co zdążyła dostrzec to czarne jak dziura oczy.


Gdy Jack wreszcie znalazł Meg było dawno po 3 wszyscy pijani wrócili do Instytutu, a on jako odziwo jedyny trzeźwy ruszył na poszukiwanie zaginionej przyjaciółki. Zguba bawiła się w najlepsze wśród obcych ludzi i popijając co rusz nowe trunki. Gdy dziewczyna dostrzegła chłopka próbowała go zmusić do zabawy ale Jack był silniejszy i wyciągnął Meg przed klub.
-CO TY ROBISZ SZTYWIANKU JA TU SIĘ ŚWIETNIE BAWIĘ!
-Meg chyba słuch ci się zepsuł od tej muzyki bo naprawdę nie musisz krzyczeć a poza tym zabawa skończona idziemy do domu.
-Czy ja wyglądam jak dziecko Jack spadaj do domciu ja idę do klubu.
-Jesteś pijana.
Rzeczywiście była ledwo się trzymała na nogach co chwile chwiała się w jedną albo w drugą stronę. Dziewczyna wykrzywiła twarz w grymas niezadowolenia zupełnie jak małe dziecko.
-Wcale nie jestem...Nie matkuj mi tutaj tylko spieprzaj do tej Pii a ja idę do moich nowych znajomych.
-Zazdrosna jesteś?
-SŁUCHAM?? Żarty sobie stroisz..myślisz, że jak twoja dziewczyna wygląda jak super modelka ja będę się czuła gorsza?? - prychnęła i ruszyła w stronę klubu
Chłopak przewrócił oczami i westchnął wziął Meg na ręce i pomimo jej ciągłych krzyków i szarpań doniósł ją do najniższej stacji metra z której pojechali do Instytutu.
Gdy weszli do środka wszyscy już spali. Jack zaniósł dziewczynę do jej pokoju. Już chciał ją postawić gdy zobaczył że przysnęła. Westchnął i położył ją do łóżka. Miał już wstawać i iść do siebie gdy dziewczyna przewróciła się na plecy tak, że chłopak oparty na rekach wisiał nad Meg. Uśmiechnęła się pokazując śnieżnobiałe zęby. Jack po chwili wahania odsunął się od Meg i nie oglądając się za siebie wyszedł z jej pokoju.
Megan została sama ze swoją okropną migreną.

~TESSA
Naprawdę bardzo przepraszamy, że w ostatnim czasie rozdziały pojawiają się tak rzadko.  Obiecujemy, że postaramy się coś zrobić ale niestety - szkoła. Piszcze w komentarzach jak myślicie co stanie się dalej i jak potoczą się losy Megan, Jacka i no cóż Pii:)) 






środa, 11 listopada 2015

Rozdział 9

Mimo wszystko Ben się zarumienił, zanim oczywiście ogarnęło go niepohamowane poirytowanie. Wstał na równe nogi, przeczesał włosy palcami i spojrzał im obojgu prosto w oczy. Szukał podstępu, a przede wszystkim jakiś oznak szaleństwa.

 -Dlaczego myślicie, że to dobry pomysł? - Zapytał cudem opanowując się od krzyku.
 -Cóż, podobasz się Bane'owi, nie znamy nikogo innego kto byłby w stanie go przekonać, pokładamy w tobie wszelkie nadzieje i jesteś naszą ostatnią deską ratunku – zaczął wyliczać Jack – A no i zabójczo wyglądasz w stroju bojowym, który będziesz musiał założyć kilka razy w czasie przeprowadzania naszej akcji – ostanie nie wiązało się bezpośrednio ze sprawą Magnusa, ale każdy z nich dobrze wiedział, że podczas misji czarownik będzie miał na czym zawiesić oko.

 Ben przewrócił oczami i starał się siłą woli stłumić narastający w nim ból. Włoski na karku były lepkie od potu, na skórze pojawiła się gęsia skórka. Wiedział, że za mniej niż godzinę zacznie mieć drgawki, jeśli nie weźmie narkotyku. Potem wystąpią mdłości, mięśnie staną się wiotkie, a on sam bezużyteczny. Runy nie pomogą, nic nie pomoże. Tylko narkotyk. Wyobraził sobie jak zalewa go narastająca fala ekstazy. Jak jego naczynia krwionośne rozszerzają się w przypływie ciepła.
 Chciał jak najszybciej to poczuć, musiał pozbyć się nieproszonych gości. Musiał.

 -Zrobię to – zdecydowany oczekiwał od nich ulgi czy radości, dostał jednak tylko uśmiechy. Nieszczere uśmiechy.
 -W takim razie ubieraj się – Jack machnął ręką na jego dresy. - Idziesz z wizytą do Magnusa Bane'a.

 Ben stał przez chwilę nieruchomo. Zacisnął dłonie w pięści. Nie o to mu chodziło, podjęcie przez niego decyzji miało doprowadzić do ich odejścia. Do zostawienia go samego. Miał zaspokoić swój głód, ale teraz wszystko obróciło się przeciwko niemu.

 -Dajcie mi chwilę -powiedział stanowczo i wskazał palcem na drzwi.
 -Jasne, czekamy na dole. - Powiedziała Meg, wyraźnie powstrzymując Jack'a przed powiedzeniem czegoś niestosownego – Pośpiesz się.

 Wyszli zostawiając go samego ze swoimi myślami. Ben poczekał chwilę upewniając się, że na pewno tu nie wrócą, że na pewno go nie przyłapią na ukrywaniu się w pokoju. Wstał i szybko podszedł do drzwi. Przekręcił kluczyk w zamku, będąc teraz pewnym swojej prywatności.
 Wyciągnął spod kołdry pudełeczko. Chwilę przyglądał mu się, ściskając je tak mocno, że po paru sekundach jego kostki były śnieżnobiałe. W końcu poddał się i otworzył trzymany w rękach przedmiot. Wziął jedną z kilku saszetek i odłożył pudełko na łóżko. Podszedł do biurka i wysypał połowę zawartości na blat. Saszetkę odłożył do pudełka, które po chwili zajęło swoje stałe miejsce pod łóżkiem.
 Wytarł spocone dłonie o spodnie po czym nerwowym ruchem zaczął szukać swojego portfelu. Znalazłszy go wyciągnął najpierw kartę i dokładnie oddzielił od siebie proszek formując z niego trzy proste kreski. Miał wprawę.
 Schował kartę z powrotem do portfela po czym wyjął banknot. Zwinął go w rulonik i poczuł znajome ukłucie, tuż nad sercem. Znak parabatai. Koniec liny łączącej go z Jakiem lekko się napiął. Dał mu ostrzeżenie. Ben jednak nie robił sobie z tego wiele. Za pierwszym razem gdy to poczuł bał się, że Jake czuje to samo i wie, że coś jest nie tak. W tym przypadku jednak było to jednostronne. Tak jakby runa ostrzegała tylko Bena i broniła Jake'a przed prawdą.
 Nie czekając chwili dłużej schylił się. Jeden koniec zrolowanego banknotu przyłożył sobie do nosa, a drugi do początku białej kreski. Wciągnął narkotyk szybko, bezceremonialnie. Powtórzył tę czynność jeszcze dwa razy zanim się wyprostował.
 Poczuł napływającą do jego serca radość, odchylił głowę do tyłu i pozwolił sobie na chwilę cudownej przyjemności. Poczuł się silny i pełny mocy. Miał wrażenie, że runy na jego ciele zaświeciły srebrnym światłem. Czuł się panem własnego losu, czuł że może wszystko.
 Nagle przypomniał sobie o Meg i Jake'u. Zaświeciły mu się oczy i na jego twarz wpełzł leniwy uśmieszek gdy pomyślał o Magnusie. Miał ogromną ochotę spotkać się z czarownikiem.


 Zapukał do drzwi, a w oczekiwaniu na gospodarza rozejrzał się po okolicy.
 Magnus Bane, wysoki londyński czarownik mieszkał w centrum miasta. Strefa 1. Domy tutaj były okropnie drogie, ale z pewnością nie stanowiło to dla Magnusa żadnej przeszkody. On dosłownie pływał się w pieniądzach.
 Nagle ogromne drzwi otworzyły się, a w nich stanął wysoki mężczyzna. Ubrany jedynie w bokserki od Calvina Kleina i czarny tshirt z nadrukiem, zmierzył go wzrokiem od stóp do głów. Ben siłą woli powstrzymał się od jakieś sprośnej uwagi na temat jego stroju.
 Bane zaprosił go gestem dłoni do środka i odsunął się aby ten mógł przejść.

 -Co cię do mnie sprowadza, nocny łowco?
 -Ty -Ben czuł się niesamowicie swobodnie, przeszło mu więc przez myśl, że może wziął za dużo narkotyku, ale zreflektował się bo przecież nie ma limitu przyjemności.
 -Miło mi -Magnus uśmiechnął się i mrugnął do niego. - Napijesz się czegoś?
 -Nie dzięki, nie lubię mieszać. Wiesz, źle mi to robi – powiedział zupełnie swobodnie, nie było czego ukrywać. Tak przynajmniej myślał.
 -Serio? Przyszedłeś do mnie na haju? -Przez chwile czarownik czuł jedynie oburzenie i obrzydzenie, ale znalazłszy dobre strony tej sytuacji szybko dodał – Może być zabawnie.
 -Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.

 Ben w Instytucie przebrał się w czarne spodnie, jasny podkoszulek i szarą bluzę. Teraz poczuł się niesamowicie pewnie więc zdjął bluzę.
 Magnus przygryzł wargę. Nie, nie mógł o tym myśleć. Nie mógł go wykorzystać, ale Ben najwidoczniej sam tego chciał. Chciał czegoś od Bane'a, ten postanowił się więc przekonać co to takiego.

 -A więc, Ben – przerwał patrząc mu głęboko w oczy – po co do mnie przyszedłeś?
 -Oh Magnusie, nie bądź niecierpliwy. Nie spodziewałem się tego po tobie – chłopak zrobił parę kroków w stronę swojego towarzysza. Rzucił dotychczas trzymaną w ręce bluzę na podłogę.
 -Nie każ mi czekać – odwrócił się wprawiając chłopca w osłupienie i podszedł do barku. Nalał sobie whiskey i obrócił się w jego stronę.
 -Przyszedłem ponieważ mam do ciebie prośbę -Ben poczuł dziwne ukłucie w sercu, jakby ostrzeżenie. Nie umiał tego jednak dobrze odczytać. Po prostu postanowił to zignorować.

 Bane z zainteresowaniem wykonał gest ręką zachęcając go do mówienia.

 -Musisz nam pomóc w sprawie z rekrutami.
 -Nam? Ależ Ben..
 -Działam z Meg i Jake'iem. Potrzebujemy cię, nie uda nam się bez twojej pomocy.
 -Cóż powiedzmy, że zgodzę się już teraz. Powiedzmy, że nie znając dokładnego planu, ani waszych racji powiem „tak.” Co wtedy? Co będę z tego miał?
 -Będę ci dogodnie wdzięczny, Magnusie – uśmiechnął się i znów zrobił parę kroków w jego stronę.
 -Owszem to kusząca propozycja, ale chcę czegoś więcej. Będziesz moim dłużnikiem.
 -Um, jasne -nocny łowca zdziwiony prostotą jego wymagań rozluźnił się. Nawet nie zauważył kiedy zaczęło mu tak bardzo zależeć na wykonaniu zadanego mu zadania.

 Bane podszedł do chłopaka. Stali bardzo blisko, lecz nie dotykali się. W pomieszczeniu zrobiło się gorąco. Czarownik uśmiechnął się leniwie.
  -Pozwól, że teraz poproszę cię o spłacenie długu Ben

 Nie dał mu dojść do słowa, po prostu ujął jego twarz w dłonie. Nocny łowca zaciągnął się zapachem jego perfum i zamknął oczy. Magnus musnął kciukiem jego dolną wargę. Zawisł w powietrzu parę milimetrów od jego ust.

 -Pocałuj mnie Ben

 Nagle usłyszeli trzaśnięcie drzwiami, odskoczyli od siebie obaj przerażeni.

 -Co wy do cholery robicie?! Ben?!
                         //NORA