poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział 11

-Nienawidzę alkoholu, nigdy w życiu więcej nie tknę tego świństwa – upiła łyk wody i odstawiła szklankę na biurko.

 Luna przewróciła oczami, niemalże się uśmiechając. Od ponad godziny musiała słuchać narzekań przyjaciółki i oczywiście miała dość. Zablokowała telefon i niechętnie schowała go do kieszeni jeansów. Wstała z łóżka Megan i podeszła do niej.
 Brunetka uniosła na nią wzrok mrużąc oczy.

 -Powiedz mi co jest między tobą, a Jackiem?
 -Co? -poderwała się z miejsca przez co blondynka była zmuszona odsunąć się parę kroków. -Błagam cię, czy ty się słyszysz?
 -Dobra, tylko pytam – zasłoniła usta dłonią, zanosząc się śmiechem. Osiągnęła oczekiwany efekt-Meg wstała z miejsca, teraz zdecydowanie łatwiej będzie ją wyciągnąć z pokoju.
 -Nigdy więcej tego nie rób.

 Luna podeszła do szafy dziewczyny i szeroko ją otworzyła. Czekała na jakąkolwiek reakcję ze strony Megan, ale nie doczekała się nawet marnych wyzwisk.
 Korzystając więc z okazji wyjęła z szafy czarne jeansy z wysokim stanem oraz szary tshirt. Rzuciła ubrania w jej stronę i kierując się w stronę drzwi powiedziała krótko:

 -Czekam na dole.
 -Co? O co chodzi, nigdzie się nie ruszam!
 -Masz pięć minut.

 Megan głośno westchnęła. Wzięła ubrania i poszła do łazienki, gdzie założyła je na siebie. Związała włosy w niskiego kucyka i przejrzała się w lustrze. Sieńce pod oczami nie pozwalały zapomnieć o wieczorze minionej nocy. Nie do końca była pewna co się wtedy stało. Zdawała sobie sprawę ze znacznego przesadzenia z alkoholem, ale martwiła się możliwą obecnością narkotyków lub środków odurzających, bo owszem zdarzało jej się być pijaną, ale to było coś więcej. Była jakby w transie. Nie umiała przestać.
 Potrząsnęła głową i nagle przypomniała sobie domniemanego sprawcę jej stanu. Czarne oczy, postawił jej drinka. Nie pamiętała nic więcej, to musiało jej wystarczyć. Na chwilę zapomniała o zbliżającej się wojnie i postanowiła go znaleźć. Jeśli dwa dni jej nie wystarczą po prostu porzuci ten pomysł. W Londynie na każdym kroku można spotkać gwałcicieli, dilerów; a jej jedynym tropem są te czarne oczy.
 W przypływie nagłego entuzjazmu wyszła z pokoju i zbiegła na dół po schodach. Luna już czekała na nią przy drzwiach prowadząc z kimś leniwą pogawędkę przez telefon. Na jej widok szybko zakończyła połączenie i uśmiechnęła się:

 -Co tak długo?-rzuciła i otworzyła drzwi, chłód zaskoczył je obie. Szybko założyły swoje kurtki i szczelnie owinęły się szalikami.

 Po wyjściu długą chwilę milczały przyzwyczajając się do listopadowej pogody.

 -Właściwie to zaczyna mnie boleć głowa.

 Luna wzniosła oczy ku niebu i wykonała nieokreślony gest ręką informujący, że nie ma zamiaru z nią już dłużej rozmawiać.

 -Na serio, umieram.
 -Zamknij się, dasz radę.

 ***

 Obserwował ją przez dłuższą chwilę. Cieszył się każdą chwilą w jakiej przebywał w ukryciu. Wiedział, że niedługo będzie musiał się ujawnić i wniknąć w to co oni nazywają codziennością. Ale jak mogą takową prowadzić podczas regularnej wojny. Wmawiają sobie, że coś robią, ale teoretyczne działania nie mają znaczenia. To jest walka.
 Wczorajszej nocy odbył pierwszy kontakt z celem. Cały czas miał przeczucie jakby o czymś zapomniał, o dość istotnym elemencie, który nie wiedzieć czemu wypadł mu z głowy.
 Dziś zapowiadało się tak jak zwykle po imprezach. Nudził się już od pierwszych minut po przebudzeniu. Nocował w pobliskim pensjonacie, zbyt ryzykownym byłoby wrócenie do bazy. Ktoś mógłby go śledzić. Zawiadomił więc tylko swojego przełożonego dzwoniąc, na pewnie usunięty już z bazy, numer. Porozumiewali się oczywiście szyfrem.
 Wbrew jego oczekiwaniom cel oddalił się od stałego miejsca pobytu. Nie poszedł za nią, zdecydował się przeszukać Instytut.

 ***
 Weszły do zatłoczonej kawiarni. Megan oczywiście to pasowało, wreszcie znalazła się w ciepłym pomieszczeniu. Usiadła czym prędzej przy stoliku obok okna i nie czekając na Lunę zamówiła kawę. Blondynki jednak nie interesowała ani kofeina ani błagania jej towarzyszki o zajęcie miejsca. Stała i rozglądała się po pomieszczeniu, szukając tego po co przyszła.
 Gdy wreszcie udało jej się to znaleźć pomachała w tamtym kierunku ręką i po chwili obok nich stanął chudy, niski mężczyzna. Kręcone czarne włosy wystawały spod czarnej czapki. Bordowy sweter był zaciągnięty w paru miejscach, a czarne spodnie wisiały na chudych jak patyki nogach. Pod pachą trzymał laptopa, a w ręce kurczowo ściskał papierowy kubeczek, który pewnie wypełniony był kawą.

 -Hej, miło cię znowu widzieć -powiedział i wykonując niezgrabny ruch objął Lunę ręką, w której trzymał napój.
 -Ciebie też, dobrze że jesteś – mówiąc to wreszcie zajęła miejsce.

 Chłopak usiadł tuż obok blondynki i otworzył laptopa kładąc go na stoliku. Megan odchrząknęła wymownie przypominając światu, że mimo wszystko wciąż istnieje.

 -Oh, Megan to Paul, Paul to Megan – uśmiechnęła się przepraszająco w stronę przyjaciółki.
 -Hej – powiedział tylko nie odrywając wzroku od komputera.
 -Cześć, także może byłabyś łaskawa powiedzieć mi kto to do cholery jest? - zniecierpliwiona przewróciła oczami.

 Kelnerka przyniosła jej kawę. Meg zmusiła się do uśmiechu i cicho podziękowała.

 -To mój przyjaciel z doradztwa, pracuje nad miejscem bazy rekrutów – ostrożnie dobierała słowa.
 -Myślałam, że ty nie wiesz o.. - brunetka zdziwiona prawię wypuściła z ręki kubek z kawą. Skąd Luna wiedziała o ich planie?
 -Jake mi powiedział wczoraj na imprezie -Megan pokiwała głową.

 Siedzieli przez chwilę w milczeniu wsłuchując się w charakterystyczny dźwięk wciskania klawiszy na komputerze.

 -Znalazłem coś – powiedział po dłuższej chwili Paul, kiedy obie dziewczyny rozmawiały o szczegółach planu.
 -Co? - zapytały obie naraz.
 -Ich baza znajduje się w Hyde Parku, a dokładniej mówiąc-pod.
 -Skąd to wiesz? - zapytała blondynka.
 -Zanotowano wzrost elektrycznomagnetyczności na tych terenach, widziano również parę dziwnie wyglądających osób znikających w niewyjaśnionych sytuacjach. Niestety nie mogę określić na jak wielkim obszarze położona jest ich baza.
 -Nieprawdopodobne, jak w tak krótkim czasie udało im się to zbudować? -Luna niemal wykrzyknęła, towarzysze rzucili jej ostrzegawcze spojrzenie.
 -Pod Hyde Parkiem od dawna znajdowały się tunele, najprawdopodobniej wykopane w szesnastym wieku. To labirynt dla kogoś kto nigdy tam nie był. Nie należały do nikogo. Nawet Fearie nie zasiedliły tych terenów – wyjaśnił Paul, wciąż wpatrując się w ekran.
 -Dlaczego? -spytała Meg.
 -Ponieważ nikt nie wiedział jak tam wejść. Aż do teraz.

 ***
 Megan zmęczona pchnęła drzwi do swojego pokoju. Nacisnęła włącznik światła i zamarła, cudem powstrzymała się od krzyku. Jej pokój wywrócony był do góry nogami.
 //NORA

2 komentarze:

  1. Aaaaaaaaaaa! Ile się dzieje, ja chcę więcej! Ktoś szuka Meg, tak? Dobrze zrozumiałam? I zapowiada się wycieczka do tuneli xD I gdzie mój Jack?! Ja go chcę!! I chcę wiedzieć kto poluje na Megan! Ahh, czekam na next'a <3 Uwielbiam was, dziewczyny. Piszcie szybko:* ManiaMaja
    P.s. przepraszam, że nie piszę przez konto, ale tak wyszło ;)
    P.p.s W wolnej chwili zapraszam was na mojego nowego bloga -> ukrytetajemnice.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

zostaw choć najkrótszy komentarz:)