sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 12

-Na pewno nic ci nie zginęło?
Chyba po raz setny pytała Alexandra. Nie miała pokoju. Wszyscy bardzo przejęli się wczorajszym włamaniem do pokoju Megan. Dziewczyna nie do końca wiedziała czy przez to, że została naruszona jej prywatność czy dlatego, że ktoś zdołał dostać się do Instytutu niepostrzeżenie. Ze względu na jej bezpieczeństwo zamieszkała w innym pokoju. W sumie dziewczynie to odpowiadało bo był naprzeciwko pokoju Luny. Wyglądał dokładnie taki sam jak jej wcześniejszy. Tylko łazienka była większa. Meg spojrzała na zegar. Miała dokładnie godzinę do wyjścia na ,,imprezę". Wszyscy ustalili że żeby nie wzbudzać podejrzeń powiedzą wszystkim, że idą na impreze. Oczywiście problemem była Pia ale Jack powiedział, że się ty zajmie. Meg opuściła jadalnie, w której jadła kolacje. W pokoju przebrała się w strój bojowy a włosy związała w kucyka. Gdy spojrzała na siebie w lustrze zamarła. Przeraziło ją, że tak w krótkim czasie stała się jedną z nich. Przez lata ona i jej matka przeklinały nocnych łowców a teraz mieszkała w Instytucie i walczyła w ich wojnie. Nie rozumiała jak mogli się samookaleczać rysowaniem run tylko po to by być silniejszym albo szybszym a teraz jej ciało pokrywały mniejsze lub większe blizny po znakach. Nie widziała czy jej się to podoba.
Jej rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi. Megan wyszła na korytarz i rzucając pokrzepiający uśmiech bardzo zdenerwowanej przyjaciółce wyszły razem na dwór gdzie czekali na nich Ben, Jack i Paul.
**
Po jeździe dusznym metrem Megan była przeszczęśliwa, że mogła pooddychać świeżym powietrzem. Byli kilka przecznic od Hyde Parku gdy nagle Paul zatrzymał się.
-To tutaj - oznajmił ich przewodnik.
-O ile mi wiadomo park jest 10 minut drogi  stąd -zmarszczył brwi Jack.
Ich przewodnik przewrócił oczami.
-Jeżeli chcecie wejść do podziemi nie uruchamiając przy tym ich zabezpieczeń jest tylko jedna droga..kanały.
Luna jęknęła a Megan zrobiło się gorąco. Jedną z jej słabości była klaustrofobia.
-Nie ma innej drogi?
Starała się aby jej głos brzmiał jak najmniej żałośnie.
-A co Reheaven strach cie obleciał?
Jack chyba świetnie się bawił widząc przerażenie dziewczyny.
-Pieprz się, Herondale.
Chłopak miał już coś odpowiedzieć ale przerwał im Paul.
-SŁUCHAJCIE..jest jedna bardzo ważna sprawa korytarze w podziemiu przesuwa łają się równo co 2 godziny 15 minut i 13 sekund gdy zostaje wam dwie minuty do przesunięcia rozlega się tykanie..z moich obliczeń wynika, że następne przesunięcie będzie za 2 godziny.
-Jak mamy się tam odnaleźć skoro korytarze się przesuwają? -Luna zmarszczyła brwi
-Nie mam pojęcia i tak powiedziałem wam więcej niż Cleave.
-Wiem i jesteśmy ci wdzięczni.
Luna przytuliła na chwile chłopaka. Gdy się odsunęła Paul życzył im powodzenia i odszedł.
-Więc znamy zasady. Trzymamy się razem. Podobno gdzieś na wschodzie jest wyjście.
Pierwszy wskoczył Ben za nim Luna. Meg została sama z Jackiem.
-No idź.
Dziewczyna pokazała gestem ręki aby chłopak szedł pierwszy.
-O nie...muszę iść za tobą żebyś nie uciekła.
Megan przewróciła oczami i zeszła po śliskiej drabinie na dół. Jakaś ciemna ciecz moczyła jej buty. Szła powoli przyciśnięta do ściany. Im dalej szła tym bardziej musiała się skulać.
-Uwaga przejście jest strasznie małe -powiedział Ben
Gdy Ben i Luna byli po drugiej stronie Jack krzyknął.
-Słyszycie to?
Żadne się w tym momencie nie poruszyło. Meg wstrzymała na chwile oddech. Nagle coś gdzieś stuknęło. Skamieniała z przerażenia nie wiedziała co robić. Po chwili rozległ się huk i znieruchomiałą Meg ktoś pociągnął do tyłu. Poczuła jak ląduje na przemoczonej ziemi. Gdy poczuła, że kamienie spadają z sufitu zasłoniła kark i przyległa płasko do ziemi. Nagle wszystko ustało. Dziewczyna pomału wstała a za nią Jack leżący obok niej. Tam gdzie przed chwilą było przejście stała ściana zza, której wydobył się krzyk Luny
-O MÓJ BOŻE ZABIJE PAULA NIGDY NIE BYŁ DOBRY Z MATMY.
-LUNA? Wszytko w porządku?
-Tak nic nam nie je..
Nagle ucichła.
-LUNA? - tym razem to Jack krzyknął
-SŁYSZAŁEŚ TO KTÓŚ TU JEST!
Gdy rozległy się obce głosy Jack chwycił Meg za rękę pobiegli w nieznanym im kierunku. Biegli przez 5 minut gdy Jack zatrzymał się.
-Ślepy zaułek znowu..
Megan zrobiło się duszno i miała czarno przed oczami.
-O nie..-jęknęła.
Próbowała oddychać jak najgłębiej ale nie potrafiła. Byli pod ziemią. Zgubieni. Z mała ilością pożywienia i wody. Mogą być ścigani. Nie mają jak wyjść. Miała wrażenie, że ściany się kurczą, a ona musi się coraz bardziej skulać. Gdy opadła na kolana wydawało jej się, że jest w pudełku. Małym ciemnym. Że już nigdy z niego nie wyjdzie.
Ktoś przycisnął ją do siebie i zaczął głaskać po głowie. Szeptał jej imię i to, że wszystko będzie dobrze. Gdy się ocknęła popatrzyła w górę i ujrzała głębokie czekoladowe oczy Jacka.
-Rozumiem, ten przypływ adrenaliny i inne sprawy, ale chyba zapominasz że masz dziewczynę? Poza tym jestem całkowicie pewna, iż dam radę bez twojej pomocy.
Chłopak uśmiechnął się pokazując szereg śnieżnobiałych zębów.
-Jezu Meg, choć raz zachowuj się tak jakbyś mnie potrzebowała, przynajmniej udawaj.
Dziewczyna się roześmiała. Wstali i postanowili iść w przeciwnym kierunku niż podążali do tej pory. Szli w kompletnej ciszy. Chyba z 20 razy zmieniali kierunek. Każdy korytarz wyglądał tak samo. Momentami Meg miała przejawy napadów ale je dusiła. Po dobrej godzinie ich zapasy były na wykończeniu. Cisze przerwał Jack.
-Nie mówiłaś, że masz klaustrofobie.
-Jakoś nie było okazji.
Nagle dostrzegła czarne uchylone drzwi. Jack podążył za jej wzrokiem i wyciągnąwszy nóż seraficki podszedł do drzwi. Gdy uchylił je na oścież ktoś skoczył na niego już miał uderzać gdy dostrzegła znane mu niebieskie oczy.
-BEN?
Chłopak spojrzał na Jacka zaskoczony.
-Sorry stary nie wiedziałem, że to ty..
-Złaź ze mnie.
-MEG!
Luna podbiegła do dziewczyny i ją przytuliła.
-Bałam się strasznie o was...Chodźcie pokażę wam coś.
Weszła do pomieszczenia. Był nim mały składzik oświetlany gołą żarówką. Kilka pudeł stało pod ścianą.
-W sumie nic nie znaleźliśmy tylko parę papierów z długami paru osób i zdjęcia.
Mówiąc to wręczył je Megan. Jack przez jej ramie przyglądał się ludziom na fotografiach. Pierwsze pięć zdjęć przedstawiało ubranych na czarno mężczyzn, których Meg nigdy nie widziała. Ale szóste zdjęcie przedstawiało dobrze znaną jej kobietę. Jej ciemne włosy były związane w koński ogon i patrzyła się znudzonym wzrokiem w obiektyw.
-Ja ją znam - niewiele myśląc wyznała. Trzy pary oczu patrzyło wyczekująco na nią - to moja matka..
*
-Nadal nie rozumiem po co tym ludziom zdjęcie mojej matki.
Szli na wschód szukając wyjścia wszyscy byli wstrząśnięci ich odkryciem. Luna przystanęła na chwile.
-Meg przejrzyjmy jeszcze raz te nazwiska.
Dziewczyna sięgnęła do tylnej kieszeni dżinsów ale nic tam nie znalazła.
-o nie..musiałam je zgubić...
Jack miał coś powiedzieć ale nagle rozległ się ten sam odgłos co około dwóch godzin temu. Megan znowu została powalona na podłogę. Gdy wszystko dobiegło końca okazało się, że znowu zostali rozdzieleni. Została sam na sam z Benem.
-No to możemy sobie wreszcie pogadać.
Chłopak uśmiechnął się słabo do Meg.
-Tak, chyba nie zaczęliśmy dobrze.
-Wiem, że cie irytuje ale nie robię tego specjalnie.
Przez moment szli w ciszy.
-Nie irytujesz mnie porostu...z początku nie ufałem ci..ta cała sytuacja z Magnusem..znaczy z Czarownikiem...znaczy - zakłopotany próbował zachowywać się naturalnie - No kradzież nie mówi dobrze o człowieku.
-To był błąd.
-Rozumiem.
Szli i dalej rozmawiali gdy nagle z zza rogu wyszła postać...

~TESSA








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zostaw choć najkrótszy komentarz:)