-Na
pewno nic ci nie zginęło?
Chyba po raz setny pytała
Alexandra. Nie miała pokoju. Wszyscy bardzo przejęli się
wczorajszym włamaniem do pokoju Megan. Dziewczyna nie do końca
wiedziała czy przez to, że została naruszona jej prywatność czy
dlatego, że ktoś zdołał dostać się do Instytutu
niepostrzeżenie. Ze względu na jej bezpieczeństwo zamieszkała w
innym pokoju. W sumie dziewczynie to odpowiadało bo był naprzeciwko
pokoju Luny. Wyglądał dokładnie taki sam jak jej wcześniejszy.
Tylko łazienka była większa. Meg spojrzała na zegar. Miała
dokładnie godzinę do wyjścia na ,,imprezę". Wszyscy ustalili
że żeby nie wzbudzać podejrzeń powiedzą wszystkim, że idą na
impreze. Oczywiście problemem była Pia ale Jack powiedział, że
się ty zajmie. Meg opuściła jadalnie, w której jadła kolacje. W
pokoju przebrała się w strój bojowy a włosy związała w kucyka.
Gdy spojrzała na siebie w lustrze zamarła. Przeraziło ją, że tak
w krótkim czasie stała się jedną z nich. Przez lata ona i jej
matka przeklinały nocnych łowców a teraz mieszkała w Instytucie i
walczyła w ich wojnie. Nie rozumiała jak mogli się samookaleczać
rysowaniem run tylko po to by być silniejszym albo szybszym a teraz
jej ciało pokrywały mniejsze lub większe blizny po znakach. Nie
widziała czy jej się to podoba.
Jej
rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi. Megan wyszła na korytarz i
rzucając pokrzepiający uśmiech bardzo zdenerwowanej przyjaciółce
wyszły razem na dwór gdzie czekali na nich Ben, Jack i Paul.
**
Po
jeździe dusznym metrem Megan była przeszczęśliwa, że mogła
pooddychać świeżym powietrzem. Byli kilka przecznic od Hyde Parku
gdy nagle Paul zatrzymał się.
-To
tutaj - oznajmił ich przewodnik.
-O
ile mi wiadomo park jest 10 minut drogi stąd -zmarszczył brwi
Jack.
Ich
przewodnik przewrócił oczami.
-Jeżeli
chcecie wejść do podziemi nie uruchamiając przy tym ich
zabezpieczeń jest tylko jedna droga..kanały.
Luna
jęknęła a Megan zrobiło się gorąco. Jedną z jej słabości
była klaustrofobia.
-Nie
ma innej drogi?
Starała
się aby jej głos brzmiał jak najmniej żałośnie.
-A
co Reheaven strach cie obleciał?
Jack chyba świetnie się bawił
widząc przerażenie dziewczyny.
-Pieprz
się, Herondale.
Chłopak
miał już coś odpowiedzieć ale przerwał im Paul.
-SŁUCHAJCIE..jest
jedna bardzo ważna sprawa korytarze w podziemiu przesuwa łają się
równo co 2 godziny 15 minut i 13 sekund gdy zostaje wam dwie minuty
do przesunięcia rozlega się tykanie..z moich obliczeń wynika, że
następne przesunięcie będzie za 2 godziny.
-Jak
mamy się tam odnaleźć skoro korytarze się przesuwają? -Luna
zmarszczyła brwi
-Nie
mam pojęcia i tak powiedziałem wam więcej niż Cleave.
-Wiem
i jesteśmy ci wdzięczni.
Luna
przytuliła na chwile chłopaka. Gdy się odsunęła Paul życzył im
powodzenia i odszedł.
-Więc
znamy zasady. Trzymamy się razem. Podobno gdzieś na wschodzie jest
wyjście.
Pierwszy
wskoczył Ben za nim Luna. Meg została sama z Jackiem.
-No
idź.
Dziewczyna
pokazała gestem ręki aby chłopak szedł pierwszy.
-O
nie...muszę iść za tobą żebyś nie uciekła.
Megan
przewróciła oczami i zeszła po śliskiej drabinie na dół. Jakaś
ciemna ciecz moczyła jej buty. Szła powoli przyciśnięta do
ściany. Im dalej szła tym bardziej musiała się skulać.
-Uwaga
przejście jest strasznie małe -powiedział Ben
Gdy
Ben i Luna byli po drugiej stronie Jack krzyknął.
-Słyszycie
to?
Żadne
się w tym momencie nie poruszyło. Meg wstrzymała na chwile oddech.
Nagle coś gdzieś stuknęło. Skamieniała z przerażenia nie
wiedziała co robić. Po chwili rozległ się huk i znieruchomiałą
Meg ktoś pociągnął do tyłu. Poczuła jak ląduje na przemoczonej
ziemi. Gdy poczuła, że kamienie spadają z sufitu zasłoniła kark
i przyległa płasko do ziemi. Nagle wszystko ustało. Dziewczyna
pomału wstała a za nią Jack leżący obok niej. Tam gdzie przed
chwilą było przejście stała ściana zza, której wydobył się
krzyk Luny
-O
MÓJ BOŻE ZABIJE PAULA NIGDY NIE BYŁ DOBRY Z MATMY.
-LUNA?
Wszytko w porządku?
-Tak
nic nam nie je..
Nagle
ucichła.
-LUNA? - tym
razem to Jack krzyknął
-SŁYSZAŁEŚ
TO KTÓŚ TU JEST!
Gdy
rozległy się obce głosy Jack chwycił Meg za rękę pobiegli w
nieznanym im kierunku. Biegli przez 5 minut gdy Jack zatrzymał się.
-Ślepy
zaułek znowu..
Megan
zrobiło się duszno i miała czarno przed oczami.
-O
nie..-jęknęła.
Próbowała
oddychać jak najgłębiej ale nie potrafiła. Byli pod ziemią.
Zgubieni. Z mała ilością pożywienia i wody. Mogą być ścigani.
Nie mają jak wyjść. Miała wrażenie, że ściany się kurczą, a
ona musi się coraz bardziej skulać. Gdy opadła na kolana wydawało
jej się, że jest w pudełku. Małym ciemnym. Że już nigdy z niego
nie wyjdzie.
Ktoś
przycisnął ją do siebie i zaczął głaskać po głowie. Szeptał
jej imię i to, że wszystko będzie dobrze. Gdy się ocknęła
popatrzyła w górę i ujrzała głębokie czekoladowe oczy Jacka.
-Rozumiem,
ten przypływ adrenaliny i inne sprawy, ale chyba zapominasz że masz
dziewczynę? Poza tym jestem całkowicie pewna, iż dam radę bez
twojej pomocy.
Chłopak
uśmiechnął się pokazując szereg śnieżnobiałych zębów.
-Jezu
Meg, choć raz zachowuj się tak jakbyś mnie potrzebowała, przynajmniej udawaj.
Dziewczyna
się roześmiała. Wstali i postanowili iść w przeciwnym kierunku
niż podążali do tej pory. Szli w kompletnej ciszy. Chyba z 20 razy
zmieniali kierunek. Każdy korytarz wyglądał tak samo. Momentami
Meg miała przejawy napadów ale je dusiła. Po dobrej godzinie ich
zapasy były na wykończeniu. Cisze przerwał Jack.
-Nie
mówiłaś, że masz klaustrofobie.
-Jakoś
nie było okazji.
Nagle dostrzegła czarne
uchylone drzwi. Jack podążył za jej wzrokiem i wyciągnąwszy nóż
seraficki podszedł do drzwi. Gdy uchylił je na oścież ktoś
skoczył na niego już miał uderzać gdy dostrzegła znane mu
niebieskie oczy.
-BEN?
Chłopak
spojrzał na Jacka zaskoczony.
-Sorry
stary nie wiedziałem, że to ty..
-Złaź
ze mnie.
-MEG!
Luna
podbiegła do dziewczyny i ją przytuliła.
-Bałam
się strasznie o was...Chodźcie pokażę wam coś.
Weszła
do pomieszczenia. Był nim mały składzik oświetlany gołą
żarówką. Kilka pudeł stało pod ścianą.
-W
sumie nic nie znaleźliśmy tylko parę papierów z długami paru
osób i zdjęcia.
Mówiąc
to wręczył je Megan. Jack przez jej ramie przyglądał się ludziom
na fotografiach. Pierwsze pięć zdjęć przedstawiało ubranych na
czarno mężczyzn, których Meg nigdy nie widziała. Ale szóste
zdjęcie przedstawiało dobrze znaną jej kobietę. Jej ciemne włosy
były związane w koński ogon i patrzyła się znudzonym wzrokiem w
obiektyw.
-Ja
ją znam - niewiele myśląc wyznała. Trzy pary oczu patrzyło
wyczekująco na nią - to moja matka..
*
-Nadal
nie rozumiem po co tym ludziom zdjęcie mojej matki.
Szli
na wschód szukając wyjścia wszyscy byli wstrząśnięci ich
odkryciem. Luna przystanęła na chwile.
-Meg
przejrzyjmy jeszcze raz te nazwiska.
Dziewczyna
sięgnęła do tylnej kieszeni dżinsów ale nic tam nie znalazła.
-o
nie..musiałam je zgubić...
Jack
miał coś powiedzieć ale nagle rozległ się ten sam odgłos co
około dwóch godzin temu. Megan znowu została powalona na podłogę.
Gdy wszystko dobiegło końca okazało się, że znowu zostali
rozdzieleni. Została sam na sam z Benem.
-No
to możemy sobie wreszcie pogadać.
Chłopak uśmiechnął się
słabo do Meg.
-Tak, chyba nie zaczęliśmy dobrze.
-Wiem, że cie irytuje ale nie robię tego specjalnie.
Przez moment szli w ciszy.
-Nie
irytujesz mnie porostu...z początku nie ufałem ci..ta cała
sytuacja z Magnusem..znaczy z Czarownikiem...znaczy - zakłopotany
próbował zachowywać się naturalnie - No kradzież nie mówi dobrze
o człowieku.
-To
był błąd.
-Rozumiem.
Szli
i dalej rozmawiali gdy nagle z zza rogu wyszła postać...
~TESSA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zostaw choć najkrótszy komentarz:)