MIESIĄC PÓŹNIEJ
Przyśpieszone tętno, nierównomierny oddech. Kabel od słuchawek uderzał w klatkę piersiową. Włosy kleiły się do czoła. Zwolniła bieg. Truchtem dobiegła do ściany wysokiego budynku i oparła się o nią, wyczerpana oraz spragniona. Wyjęła telefon i wyłączyła kończącą się właśnie piosenkę, która dudniła jej o uszy przez ostatnie pięć minut. Zdejmując słuchawki owinęła je niedbale wokół telefonu i razem z nim schowała do kieszeni bluzy.
Wyrównała oddech, po
czym przygładziła ręką włosy zebrane w wysokiego kucyka. Wytarła
rękawem pot spływający jej po czole. Rozejrzała się po okolicy,
gdy zabsorbowały ją stłumione głosy. Było pusto, lecz wiedziała,
że ktoś się zbliża. Sparaliżowana strachem starała się
racjonalnie określić plan działania. Wiedziała, że nie ma dużo
czasu, więc ucieczka nie wchodziła w grę. Mogliby ją zauważyć,
mogliby pobiec za nią. A co jeśli okazaliby się szybsi?
Postanowiła znaleźć miejsce, w którym przeczekałaby
niezauważona. Przebiegła przez ulicę i skuliła się za jednym z
trzech ogromnych kontenerów. Wykrzywiła się w grymasie
niezadowolenia, gdy dotarł do niej okropny odór. Zatkała nos dwoma
palcami i wdychając powietrze przez usta ostrożnie wyjrzała zza
swojej kryjówki. Miała nadzieję, że to przyziemni, bądź ktoś z
podziemnego rodzaju.
Wtedy ich zobaczyła.
Srebrnobiałe niteczki, rozciągnięte po całej długości ich
ramion lśniły w blasku wschodzącego słońca. Runy.
Megan gwałtownie
wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby. Oddaliła rękę od
twarzy, pozwalając sobie na oddychanie toksycznym zapachem. Nefilim.
Przyjrzała się im
uważniej, lecz ich twarze kryły się pod ciemnymi kapturami,
czarnych, dresowych bezrękawników. Zza pasków ich spodni sterczały
klingi mieczy, gotowe do walki. Zalał ją zimny pot, a ciało
zamrowiła gęsia skórka. Uspokoiła trzęsące się ręce,
układając je płasko na udach.
W pewnym momencie jeden
z nich odwrócił kaptur w jej stronę, lecz wiedziała że nie może
się ruszyć. Zdradziłaby swoją pozycję, gdyby tylko zauważył
ruch. Czarne włosy nie rzucały się w oczy, lecz blada jak kamień
zdecydowanie odbiegała wyglądem od ciemnego zaułka. Wstrzymała
oddech. Nie zauważył jej. Odwrócił się do swojego towarzysza,
gdy ten do niego mówił. Gdy usłyszała jego słowa cudem stłumiła
okrzyk, przygryzając mocno wargę. Poczuła posmak krwi, gdy
dotarło do niej co to tak naprawdę znaczy.
-Jak poszukiwania?- byli
jednymi z rekrutów. Włosy na karku stanęły jej dęba, powoli
wypuściła wargę z mocnego uścisku zębów.
-Schwytaliśmy dwójkę
zdrajców wczoraj- coś jej nie pasowało. Dlaczego mówili o dwójce
ludzi? Przez ostatnie dni dochodziły informacje o pojedynczych
porwaniach, zaginięciach. Nie porywali par, czy większych grup. Po
prostu nie, to nie wchodziło w grę, to było za wiele. Mocno
zacisnęła zęby. Strach ustąpił złości i irytacji. Opanowała
to, przypominając sobie co zrobiliby z nią gdyby przez przypadek ją
zauważyli. - Uciekali, wyrywali się, ale nie powiedzieli nic.
Myślę, że mogli być łącznikami, ponieważ czatowali blisko
naszej bazy – mówił jakby szyfrem, jednak dziewczyna rozumiała
wszystko. Parę dni temu Cleave zdecydowało się wysyłać łączników
do baz rekrutorów, aby zbadali sytuację. To miała być tajemnica,
między Cleave i doradztwem, w którym uczestniczyła Luna – jedyna
zaufana osoba w całym instytucie, która powiedziała o wszystkim
Meg- oraz Lightwoodowie, jako jedyni w zakresie ich Instytutu. Reszta
pochodziła głównie z Idrisu. Ale ktoś zdradził. Ktoś musiał
zdradzić. Zdrajca w Cleave czy w doradztwie? Postanowiła zostawić
tę myśl na potem, może miała błędne przypuszczenia? Może sami
dowiedzieli się z innych źródeł, bądź po prostu domyślili
się.- Straciliśmy ich w nocy.
Zacisnęła mocno
powieki. Starała się wszystko przetrawić, zrozumieć. Śmierć.
Nie umiała się z tym pogodzić.
Miała ochotę splunąć
na nich gdy usłyszała szorstki, tryumfalny śmiech. Powstrzymała
się wykrzywiając twarz w grymasie dezaprobaty. To najmilsze na co
się zebrała.
Gdy ich głosy oddalały się oparła się o ścianę, już nie
czując smrodu. Poczuła piekące łzy pod powiekami, lecz nie
pozwoliła sobie na płacz. Śmierć, miała dopiero przyjść. To
było tylko ostrzeżenie.
Bezszelestnie otworzyła ogromne, mahoniowe drzwi Instytutu, tym samym zostając po raz kolejny poddana próbie czaru chroniącego założonego przez Magnusa. Mogli przez niego przejść, tylko ci którzy mieli dobre zamiary, lub mieszkali na stałe w budynku. Nie miała za złe czarownikowi, gdy nie przyznając się do niej posądził o kradzież, uprzednio poddając ją działaniu czarów. Wiedziała, że działał ze względu na jej dobro i sama czuła się bezpieczniej pod opieką nefilim. Lecz ograniczające ją standardy panujące w tym miejscu były zbyt wygórowane. Mimo wszystko je rozumiała. Nie mogła sobie jednak odmówić porannych biegów. Wymykała się więc jeszcze wcześnie, gdy miasto spało, gdy Instytut spał. Nikt o tym nie wiedział i ona nie zamierzała nikomu mówić. Przeszło jej przez myśl, że mogłaby poinformować o tym Lunę, lecz jako jedna z członkiń doradztwa mogłaby być skłonna do powiedzenia o tym kierownikom, czyli Lightwood'om. Oni z pewnością zabroniliby jej tego. Mimo to miała wyrzuty sumienia, ponieważ jej zaufanie do przyjaciółki zostało poddane próbie, a ona jej nie zdała.
Przeszła przez ogromny
korytarz, udekorowany licznymi portretami poprzednich domowników
oraz orientalnymi dywanami, po których stąpając poruszała się
bezdźwięcznie. Dotarła do zwieńczenia potężnych, dwupiętrowych
schodów, wykonanych w całości z drewna i ostrożnie stąpając
weszła na pierwsze piętro. Było to piętro mieszkalne, drewniane
drzwi udekorowane mosiężnymi klamkami rozciągały się po całej
długości korytarza. Gdy dotarła do tych, prowadzących do jej
pokoju miała ochotę odetchnąć głęboko i cieszyć się, że po
raz kolejny nie została przyłapana, przeszkodził jej jednak odgłos
zbliżających się kroków, a ona bez patrzenia w tamtym kierunku
była w stanie stwierdzić że znajduje się w zasięgu wzroku tej
osoby. Opierając się bokiem o drzwi, tyłem do niej mocowała się
z klamką, która w tym momencie musiała się zablokować.
-Mogę ci jakoś pomóc?
- usłyszała tłumiący śmiech głos. Był zachrypnięty, lecz
głęboki. Wiedziała do kogo należy zanim się odwróciła. Jack.
-Nie, dziękuję –
powiedziała krzyżując ręce na piersi, wpatrzona wprost w
czekoladowe oczy.
Sięgające linii
szczęki brązowe włosy były potargane, lecz okalając jego twarz
wciąż układały się idealnie. Uniósł prawą dłoń do ust,
zakrywając usta, wykrzywione w złośliwym uśmieszku. Wytatuowane
ramie przyciągnęło jej wzrok. Czarny atrament rozlewał się po
całej długości ręki w nieczytelnych wzorach. Gdyby uważniej się
przyjrzała, dostrzegłaby jak srebrnobiałe znaki przeplatają się
z tuszem, pod nietypowym kątem. Ciekawiły ją one odkąd się tu
pojawiła, nie pytała jednak. Sama posiadając tatuaże, miała
wrażenie, że gdy ktoś pytał ją o nie, robił to wścibsko i
gardził jej prywatnością. Każdy ma prawo do tajemnic, nawet jeśli
posiadanie ich jest oczywiste. Milczała więc zachowując swoją
opinie dla siebie.
Niechętnie przeniosła
wzrok na jego twarz gdy odchrząknął teatralnie. Ze zdziwieniem
stwierdziła, że wszystkie jego koczyki są wyjęte. W brwi, wardze
oraz w uchu. Pierwszy raz widziała go takiego, był inny, jakby
mniej pewny siebie. Jakby bezbronny. Odepchnęła tę myśl,
przyjmując obojętny wyraz twarzy.
-Słucham? - zapytała
odrobinę zbyt pogardliwie i wyczekująco.
-Chcę po prostu
wiedzieć co robisz tak spocona o szóstej rano, przed swoim pokojem
do którego próbujesz się zresztą dostać. - Przewrócił oczami i
podpierając pozbawioną tatuaży ręką biodro, przyjął komiczną
pozycję. Cudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
-Miałam zły sen –
wiedziała, że to wciąż nie jest odpowiedź na jego pytanie, bo
niby jak ma to wyjaśnić sportowy strój i to dlaczego wyszła z
pokoju. Postanowiła jednak po prostu nic więcej nie mówić i
obróciła się w stronę drzwi.
-Megan..-popatrzyła na
niego kątem oka i gdy wreszcie klamka ustąpiła weszła jedną nogą
do swojego pokoju.
-Jackie, nie martw się o
mnie – powiedziała złośliwie, wiedziała, że on nie martwił
się o nikogo, był samotnikiem i zdecydowanym egoistą.
Przewrócił jedynie
oczami i to było ostatnie co zobaczyła zanim zamknęła drzwi.
Dopiero gdy usłyszała
jego oddalające się kroki pozwoliła sobie na głośne wypuszczenie
powietrza.
//N
***
Pojawiło się parę niejasności, które chcemy sprostować:)
Piszemy bloga we dwie, każdy post jest podpisany pierwszą literą nicku, autorki. Czasem może się zdarzyć, że obie pisałyśmy dany rozdział, czy post informacyjny (np. opublikowany prolog jest tego idealnym przykładem), wtedy podpisujemy się obiema literami.
zapraszamy również uprzejmie na fanpage na facebooku o darach anioła:) (nie my jesteśmy adminkami)
Dziękujemy bardzo za dotrwanie do końca i bardzo prosimy o wyrażenie swojej opinii w komentarzach!!:)
Fajne ^^
OdpowiedzUsuńTylko nwm co jeszcze powiedzieć xDD
No to chyba
Pozdrawiam i
Pa!
Rozdział ciekawy, ale czegoś nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńMegan jest współlokatorką Magnusa, czy mieszka w Instytucie?
Z góry dzięki za odpowiedź. Fajnie się zapowiada i na pewno będę czytać ;)
W wolnej chwili zapraszam do mnie: magiaprzeznaczenia.blogspot.com :*
Mmm jest całkiem nieźle :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie tylko ja nie rozumiem zamieszkania Megan :D Czekam na next
Życzę weny i zapraszam do nas: http://cyklodnalezcsiebie.blogspot.com
zapewniamy, że wszystko okaże się w następnych rozdziałach:)
Usuń//N
Rozdział wow ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Zapraszam do siebie! <3
świetny:P
OdpowiedzUsuń