sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 1

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Przyśpieszone tętno, nierównomierny oddech. Kabel od słuchawek uderzał w klatkę piersiową. Włosy kleiły się do czoła. Zwolniła bieg. Truchtem dobiegła do ściany wysokiego budynku i oparła się o nią, wyczerpana oraz spragniona. Wyjęła telefon i wyłączyła kończącą się właśnie piosenkę, która dudniła jej o uszy przez ostatnie pięć minut. Zdejmując słuchawki owinęła je niedbale wokół telefonu i razem z nim schowała do kieszeni bluzy.
Wyrównała oddech, po czym przygładziła ręką włosy zebrane w wysokiego kucyka. Wytarła rękawem pot spływający jej po czole. Rozejrzała się po okolicy, gdy zabsorbowały ją stłumione głosy. Było pusto, lecz wiedziała, że ktoś się zbliża. Sparaliżowana strachem starała się racjonalnie określić plan działania. Wiedziała, że nie ma dużo czasu, więc ucieczka nie wchodziła w grę. Mogliby ją zauważyć, mogliby pobiec za nią. A co jeśli okazaliby się szybsi? Postanowiła znaleźć miejsce, w którym przeczekałaby niezauważona. Przebiegła przez ulicę i skuliła się za jednym z trzech ogromnych kontenerów. Wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia, gdy dotarł do niej okropny odór. Zatkała nos dwoma palcami i wdychając powietrze przez usta ostrożnie wyjrzała zza swojej kryjówki. Miała nadzieję, że to przyziemni, bądź ktoś z podziemnego rodzaju.
Wtedy ich zobaczyła. Srebrnobiałe niteczki, rozciągnięte po całej długości ich ramion lśniły w blasku wschodzącego słońca. Runy.
Megan gwałtownie wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby. Oddaliła rękę od twarzy, pozwalając sobie na oddychanie toksycznym zapachem. Nefilim.
Przyjrzała się im uważniej, lecz ich twarze kryły się pod ciemnymi kapturami, czarnych, dresowych bezrękawników. Zza pasków ich spodni sterczały klingi mieczy, gotowe do walki. Zalał ją zimny pot, a ciało zamrowiła gęsia skórka. Uspokoiła trzęsące się ręce, układając je płasko na udach.
W pewnym momencie jeden z nich odwrócił kaptur w jej stronę, lecz wiedziała że nie może się ruszyć. Zdradziłaby swoją pozycję, gdyby tylko zauważył ruch. Czarne włosy nie rzucały się w oczy, lecz blada jak kamień zdecydowanie odbiegała wyglądem od ciemnego zaułka. Wstrzymała oddech. Nie zauważył jej. Odwrócił się do swojego towarzysza, gdy ten do niego mówił. Gdy usłyszała jego słowa cudem stłumiła okrzyk, przygryzając mocno wargę. Poczuła posmak krwi, gdy dotarło do niej co to tak naprawdę znaczy.

-Jak poszukiwania?- byli jednymi z rekrutów. Włosy na karku stanęły jej dęba, powoli wypuściła wargę z mocnego uścisku zębów.
-Schwytaliśmy dwójkę zdrajców wczoraj- coś jej nie pasowało. Dlaczego mówili o dwójce ludzi? Przez ostatnie dni dochodziły informacje o pojedynczych porwaniach, zaginięciach. Nie porywali par, czy większych grup. Po prostu nie, to nie wchodziło w grę, to było za wiele. Mocno zacisnęła zęby. Strach ustąpił złości i irytacji. Opanowała to, przypominając sobie co zrobiliby z nią gdyby przez przypadek ją zauważyli. - Uciekali, wyrywali się, ale nie powiedzieli nic. Myślę, że mogli być łącznikami, ponieważ czatowali blisko naszej bazy – mówił jakby szyfrem, jednak dziewczyna rozumiała wszystko. Parę dni temu Cleave zdecydowało się wysyłać łączników do baz rekrutorów, aby zbadali sytuację. To miała być tajemnica, między Cleave i doradztwem, w którym uczestniczyła Luna – jedyna zaufana osoba w całym instytucie, która powiedziała o wszystkim Meg- oraz Lightwoodowie, jako jedyni w zakresie ich Instytutu. Reszta pochodziła głównie z Idrisu. Ale ktoś zdradził. Ktoś musiał zdradzić. Zdrajca w Cleave czy w doradztwie? Postanowiła zostawić tę myśl na potem, może miała błędne przypuszczenia? Może sami dowiedzieli się z innych źródeł, bądź po prostu domyślili się.- Straciliśmy ich w nocy.

Zacisnęła mocno powieki. Starała się wszystko przetrawić, zrozumieć. Śmierć. Nie umiała się z tym pogodzić.
Miała ochotę splunąć na nich gdy usłyszała szorstki, tryumfalny śmiech. Powstrzymała się wykrzywiając twarz w grymasie dezaprobaty. To najmilsze na co się zebrała.
Gdy ich głosy oddalały się oparła się o ścianę, już nie czując smrodu. Poczuła piekące łzy pod powiekami, lecz nie pozwoliła sobie na płacz. Śmierć, miała dopiero przyjść. To było tylko ostrzeżenie.

Bezszelestnie otworzyła ogromne, mahoniowe drzwi Instytutu, tym samym zostając po raz kolejny poddana próbie czaru chroniącego założonego przez Magnusa. Mogli przez niego przejść, tylko ci którzy mieli dobre zamiary, lub mieszkali na stałe w budynku. Nie miała za złe czarownikowi, gdy nie przyznając się do niej posądził o kradzież, uprzednio poddając ją działaniu czarów. Wiedziała, że działał ze względu na jej dobro i sama czuła się bezpieczniej pod opieką nefilim. Lecz ograniczające ją standardy panujące w tym miejscu były zbyt wygórowane. Mimo wszystko je rozumiała. Nie mogła sobie jednak odmówić porannych biegów. Wymykała się więc jeszcze wcześnie, gdy miasto spało, gdy Instytut spał. Nikt o tym nie wiedział i ona nie zamierzała nikomu mówić. Przeszło jej przez myśl, że mogłaby poinformować o tym Lunę, lecz jako jedna z członkiń doradztwa mogłaby być skłonna do powiedzenia o tym kierownikom, czyli Lightwood'om. Oni z pewnością zabroniliby jej tego. Mimo to miała wyrzuty sumienia, ponieważ jej zaufanie do przyjaciółki zostało poddane próbie, a ona jej nie zdała.
Przeszła przez ogromny korytarz, udekorowany licznymi portretami poprzednich domowników oraz orientalnymi dywanami, po których stąpając poruszała się bezdźwięcznie. Dotarła do zwieńczenia potężnych, dwupiętrowych schodów, wykonanych w całości z drewna i ostrożnie stąpając weszła na pierwsze piętro. Było to piętro mieszkalne, drewniane drzwi udekorowane mosiężnymi klamkami rozciągały się po całej długości korytarza. Gdy dotarła do tych, prowadzących do jej pokoju miała ochotę odetchnąć głęboko i cieszyć się, że po raz kolejny nie została przyłapana, przeszkodził jej jednak odgłos zbliżających się kroków, a ona bez patrzenia w tamtym kierunku była w stanie stwierdzić że znajduje się w zasięgu wzroku tej osoby. Opierając się bokiem o drzwi, tyłem do niej mocowała się z klamką, która w tym momencie musiała się zablokować.

-Mogę ci jakoś pomóc? - usłyszała tłumiący śmiech głos. Był zachrypnięty, lecz głęboki. Wiedziała do kogo należy zanim się odwróciła. Jack.
-Nie, dziękuję – powiedziała krzyżując ręce na piersi, wpatrzona wprost w czekoladowe oczy.

Sięgające linii szczęki brązowe włosy były potargane, lecz okalając jego twarz wciąż układały się idealnie. Uniósł prawą dłoń do ust, zakrywając usta, wykrzywione w złośliwym uśmieszku. Wytatuowane ramie przyciągnęło jej wzrok. Czarny atrament rozlewał się po całej długości ręki w nieczytelnych wzorach. Gdyby uważniej się przyjrzała, dostrzegłaby jak srebrnobiałe znaki przeplatają się z tuszem, pod nietypowym kątem. Ciekawiły ją one odkąd się tu pojawiła, nie pytała jednak. Sama posiadając tatuaże, miała wrażenie, że gdy ktoś pytał ją o nie, robił to wścibsko i gardził jej prywatnością. Każdy ma prawo do tajemnic, nawet jeśli posiadanie ich jest oczywiste. Milczała więc zachowując swoją opinie dla siebie.
Niechętnie przeniosła wzrok na jego twarz gdy odchrząknął teatralnie. Ze zdziwieniem stwierdziła, że wszystkie jego koczyki są wyjęte. W brwi, wardze oraz w uchu. Pierwszy raz widziała go takiego, był inny, jakby mniej pewny siebie. Jakby bezbronny. Odepchnęła tę myśl, przyjmując obojętny wyraz twarzy.

-Słucham? - zapytała odrobinę zbyt pogardliwie i wyczekująco.
-Chcę po prostu wiedzieć co robisz tak spocona o szóstej rano, przed swoim pokojem do którego próbujesz się zresztą dostać. - Przewrócił oczami i podpierając pozbawioną tatuaży ręką biodro, przyjął komiczną pozycję. Cudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
-Miałam zły sen – wiedziała, że to wciąż nie jest odpowiedź na jego pytanie, bo niby jak ma to wyjaśnić sportowy strój i to dlaczego wyszła z pokoju. Postanowiła jednak po prostu nic więcej nie mówić i obróciła się w stronę drzwi.
-Megan..-popatrzyła na niego kątem oka i gdy wreszcie klamka ustąpiła weszła jedną nogą do swojego pokoju.
-Jackie, nie martw się o mnie – powiedziała złośliwie, wiedziała, że on nie martwił się o nikogo, był samotnikiem i zdecydowanym egoistą.

Przewrócił jedynie oczami i to było ostatnie co zobaczyła zanim zamknęła drzwi.

Dopiero gdy usłyszała jego oddalające się kroki pozwoliła sobie na głośne wypuszczenie powietrza.


//N

***
Pojawiło się parę niejasności, które chcemy sprostować:) 
Piszemy bloga we dwie, każdy post jest podpisany pierwszą literą nicku, autorki. Czasem może się zdarzyć, że obie pisałyśmy dany rozdział, czy post informacyjny (np. opublikowany prolog jest tego idealnym przykładem), wtedy podpisujemy się obiema literami. 
zapraszamy również uprzejmie na fanpage na facebooku o darach anioła:) (nie my jesteśmy adminkami) 
Dziękujemy bardzo za dotrwanie do końca i bardzo prosimy o wyrażenie swojej opinii w komentarzach!!:)

6 komentarzy:

  1. Fajne ^^
    Tylko nwm co jeszcze powiedzieć xDD
    No to chyba
    Pozdrawiam i
    Pa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział ciekawy, ale czegoś nie rozumiem.
    Megan jest współlokatorką Magnusa, czy mieszka w Instytucie?
    Z góry dzięki za odpowiedź. Fajnie się zapowiada i na pewno będę czytać ;)
    W wolnej chwili zapraszam do mnie: magiaprzeznaczenia.blogspot.com :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmm jest całkiem nieźle :)
    Na szczęście nie tylko ja nie rozumiem zamieszkania Megan :D Czekam na next
    Życzę weny i zapraszam do nas: http://cyklodnalezcsiebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapewniamy, że wszystko okaże się w następnych rozdziałach:)
      //N

      Usuń
  4. Rozdział wow ^^
    Czekam na next!
    Zapraszam do siebie! <3

    OdpowiedzUsuń

zostaw choć najkrótszy komentarz:)