piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 13

 Ben odruchowo zasłonił Megan sobą i sięgnął po broń. Chwycił za rękojeść i wycelował czubkiem miecza w przeciwnika, który wyłonił się zza rogu. Drygnął i omal nie upuścił miecza gdy zobaczył w kogo celuje.

 -Oh, Ben nie możesz tracić kontroli -Magnus trudem powstrzymał się od śmiechu.

 Megan wyszła zza pleców nocnego łowcy i na widok czarownika wyraźnie jej ulżyło. Posłała mu szybki uśmiech i powiedziała:

 -Witaj Magnusie, jak nas znalazłeś?
 -Cóż, zważywszy na to, że mówiliście mi o tym, iż się tu wybieracie i przed chwilą dostałem dość nieskładną wiadomość od mojego znajomego Paul'a, który napisał coś o jakiejś pomyłce i tunelach bez wyjścia, to nie było to takie trudne.
 -Masz zamiar nam pomóc? - spytała na jednym tchu wpatrując się w przyjaciela. Nie znała go od tej strony, bezinteresowna pomoc, to zdecydowanie nie on.
 -Oczywiście -Bane mówiąc to popatrzył się wymownie na Bena, dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać.
 -Ja może pójdę..Poszukać reszty. Spotkajmy się tutaj za piętnaście minut -nie była pewna czy da radę znaleźć swoich towarzyszy w tak krótkim czasie, ale musiała zostawić ich samych. Wiedziała, że łączy ich coś więcej niż wspólna misja.
 -Jasne, nie śpiesz się- Magnus mówiąc to podszedł bliżej Bena i szepnął coś, czego dziewczyna nie była już w stanie usłyszeć.

 ***
 Po drodze Megan zastanawiała się nad życiem jej matki. W sumie nigdy o nic nie pytała, bo wiedziała, że jej przeszłość wiązała się głównie z nocnymi łowcami, z którymi obie nie chciały mieć nic wspólnego. Teraz jednak rozumiała, że to może jej w czymś pomóc, że być może jej matka wie coś o dzieciach nieba i piekła, coś co pomoże jej ich znaleźć.
 Szła przez dłuższą chwilę, zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją, gdy nagle usłyszała kroki. Miała pewność, że to jej towarzysze zanim ich jeszcze zobaczyła. Luna rzuciła jej się na szyję bez większego powodu, ponieważ nie widziały się zaledwie pół godziny. Jack był pogrążony w swoich myślach, ale brunetka zupełnie to rozumiała. Każdy z nich miał do tego teraz największe prawo.
 Wyjaśniła im po krótce sytuację i oczywiście spotkała się z szokiem i niedowierzaniem. Nikt z nich nie podejrzewał, że Magnus Bane może wykazać się bezinteresowną pomocą.
 Po drodze nie rozmawiali ze sobą, tylko od czasu do czasu sprawdzali czy ciemność ich nie zgubiła i zatrzymywali się aby odetchnąć. Meg była im ogromnie za to wdzięczna, bo mimo iż zdołała się już przyzwyczaić do małego pomieszczenia, wciąż bała się, że zostanie tu na zawsze. Wierzyła jednak w Magnusa i jego łaskawą pomoc. Ufała mu.
 Gdy tylko dotarli na miejsce Magnus stanął przed nimi. Ben stał blisko niego i nawet w ciemności można było zauważyć, że się rumieni. Megan rzuciła pytające spojrzenie Bane'owi, ale ten udawał, że tego nie widział.

 -Użyjemy bramy, aby powrócić do Instytutu, nie ma innego wyjścia- czarownik mówił szybko, jakby bał się, że ktoś mu przerwie. Na jego szczęście nikt nie protestował.

 Wszyscy stali z boku przyglądając się, jak Magnus tworzy jasno błyszczącą niebieskawą poświatę, o okrągłym kształcie. Megan przemknęło przez myśl, że to odzwierciedlenie jego duszy. Powstrzymała się jednak przed powiedzeniem tego na głos, nie jej rolą było opowiadanie tandetnych, mało śmiesznych żartów.
 Pierwsza poszła Luna, która tak samo jak Ben i Jack miała duże doświadczenie z rzeczami tego typu. Dla Meg był to natomiast pierwszy raz kiedy robiła coś takiego. Nie stresowała się jednak, strach również nie ogarnął jej myśli. Była ciekawa, chciała spróbować czegoś nowego.
 Kiedy przeszli już wszyscy mieszkańcy Instytutu, a została tylko ona i Magnus, bez wahania podeszła do bramy.
 Zanim jednak rzuciła się w otchłań magii i światła uważnie przyjrzała się czarownikowi:

 -Magnusie co jest między tobą, a Benem? - takie samo pytanie zadała jej ostatnio Luna, ale chodziło wtedy o Jacka i nią samą. Oczywiście teraz było to zupełnie co innego. Jej pytanie miało jakiś sens.
 -Megan, przecież wiesz. On jest w moim typie. - Oczywiście, że był. Czarne włosy, niebieskie oczy, mogła się tego domyśleć.
 -Musisz go chronić, pamiętaj. - Powiedziała to z pełną powagą, bała się o zdrowie, ale również psychikę łowcy. Mimo, iż nie była z nim blisko, nie chciała aby Luna traciła brata, a Jack parabatai. Nie było miejsca na śmierć. Nie teraz. Nie czekając na odpowiedź rzuciła się w otchłań.
 -Zawsze.

 ***

 Gdy pożegnawszy się i podziękowawszy Magnusowi wyczerpani weszli frontowymi drzwiami do Instytutu, przywitała ich głucha cisza.

 -Cholera – prawie wykrzyczała Luna.
 -Co się stało? - zapytali wszyscy naraz.
 -Właśnie trwa zebranie, zupełnie o tym zapomniałam!

 Po tych słowach rzuciła się w głąb korytarza, zapewne do biblioteki, gdzie zazwyczaj miały miejsce spotkania Clave z doradztwem.
 Po chwili Ben również odłączył od nich kierując się schodami na górę, nie powiedział nic, ale nie musiał się tłumaczyć, w końcu miał do tego zupełne prawo.

 -Jesteś głodna? - zapytał znudzony Jack, podczas gdy ona wciąż stojąc pod drzwiami, sprawdzała instagrama na swoim telefonie. Podniosła wzrok gdy usłyszała jego pytanie i entuzjastycznie pokiwała głową, nagle zdając sobie sprawę ze swojego głodu.

 Udali się razem do kuchni, nie odzywali się do siebie, szli w milczeniu, a ich ramiona się stykały. Megan była świadoma pomocy jakiej udzielił jej Jack w tunelach, w sumie nie była pewna co by bez niego wtedy zrobiła.

 -Chciałabym ci jeszcze raz podziękować za to co zrobiłeś dla mnie wtedy, w tunelu.
 -Daj spokój Reheaven, aż tak podobałem ci się w roli bohatera?
 -Nie schlebiaj sobie.

 Chłopak cudem powstrzymał się od uśmiechu. Gdy weszli do kuchni powiedział jej aby usiadła, a sam udał się w stronę lodówki. Wyciągnął z niej masło, szynkę oraz ser. Z pojemnika na pieczywo wyciągnął chleb tostowy i wyjąwszy dwie kromki włożył je do tostera.

 -Jesteś pewna, że nie masz tej listy z nazwiskami rekrutów? - spytał dla zabicia czasu, ale ciekawy.
 -Niestety tak, zawsze miałam ją przy sobie. Zawsze w tylnej kieszeni spodni.

 Jack posłał jej pokrzepiający uśmiech i przeczesał opadające na oczy, włosy palcami. W momencie, w którym  zrobiły się tosty chłopak odwrócił się i położył je na talerzach. Posmarował masłem i położył szynkę i ser. Podał Megan, a ona uśmiechnęła się.

 -Dziękuję, czy od teraz będziesz mi robił śniadanie do łóżka i herbatę na każde zawołanie?
 -Skąd ta teoria? Jezu chcesz mnie wykończyć, rozgryzłem cię. -dziewczyna zaśmiała się, trochę głośniej niż powinna. - Nie próbuj zaprzeczać Reheaven, nic z tego.
 -Oh daj spokój, wkrótce będziesz o to błagał.
 -O co? O to aby być twoim służącym? Dziękuję bardzo, ale ta wizja zbytnio mi nie odpowiada, no wiesz mam swoją dumę i te sprawy.    
 -Czyżby?

 Ich rozmowę przeszkodził znajomy dźwięk otwierających się drzwi. Do pomieszczenia wszedł wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Mniej więcej w ich wieku. Miał platynowe włosy, mocne rysy twarzy i ciemne, wpadające w czerń oczy. Był przepiękny, niczym arcydzieło. Przez chwilę trwali tak, patrząc się na siebie w milczeniu. Po chwili jednak na twarzy chłopca pojawił się tajemniczy uśmiech i przemówił niskim, gardłowym głosem, a jego arystokracki akcent był mocno wyczuwalny.

 -Najmocniej przepraszam, że przeszkadzam.
 -Nic się nie stało – powiedziała oszołomiona dziewczyna i wstała z miejsca podchodząc do nieznajomego. Jack niezauważalnie przewrócił oczami. Wyciągnęła w jego stronę rękę. -Megan Reheaven.
 -Przyjemność po mojej stronie, Sebastian Morgenstern.


//NORA
Mamy nadzieję, że przerwa świąteczna przebiega wam cudownie w rodzinnym gronie może już za późno ale życzymy wesołych świąt.
P.S. prosimy o komentarze chociaż najkrótsze bo niemamy pojęcia czy jest dalej sens ciągnąć historię.

sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 12

-Na pewno nic ci nie zginęło?
Chyba po raz setny pytała Alexandra. Nie miała pokoju. Wszyscy bardzo przejęli się wczorajszym włamaniem do pokoju Megan. Dziewczyna nie do końca wiedziała czy przez to, że została naruszona jej prywatność czy dlatego, że ktoś zdołał dostać się do Instytutu niepostrzeżenie. Ze względu na jej bezpieczeństwo zamieszkała w innym pokoju. W sumie dziewczynie to odpowiadało bo był naprzeciwko pokoju Luny. Wyglądał dokładnie taki sam jak jej wcześniejszy. Tylko łazienka była większa. Meg spojrzała na zegar. Miała dokładnie godzinę do wyjścia na ,,imprezę". Wszyscy ustalili że żeby nie wzbudzać podejrzeń powiedzą wszystkim, że idą na impreze. Oczywiście problemem była Pia ale Jack powiedział, że się ty zajmie. Meg opuściła jadalnie, w której jadła kolacje. W pokoju przebrała się w strój bojowy a włosy związała w kucyka. Gdy spojrzała na siebie w lustrze zamarła. Przeraziło ją, że tak w krótkim czasie stała się jedną z nich. Przez lata ona i jej matka przeklinały nocnych łowców a teraz mieszkała w Instytucie i walczyła w ich wojnie. Nie rozumiała jak mogli się samookaleczać rysowaniem run tylko po to by być silniejszym albo szybszym a teraz jej ciało pokrywały mniejsze lub większe blizny po znakach. Nie widziała czy jej się to podoba.
Jej rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi. Megan wyszła na korytarz i rzucając pokrzepiający uśmiech bardzo zdenerwowanej przyjaciółce wyszły razem na dwór gdzie czekali na nich Ben, Jack i Paul.
**
Po jeździe dusznym metrem Megan była przeszczęśliwa, że mogła pooddychać świeżym powietrzem. Byli kilka przecznic od Hyde Parku gdy nagle Paul zatrzymał się.
-To tutaj - oznajmił ich przewodnik.
-O ile mi wiadomo park jest 10 minut drogi  stąd -zmarszczył brwi Jack.
Ich przewodnik przewrócił oczami.
-Jeżeli chcecie wejść do podziemi nie uruchamiając przy tym ich zabezpieczeń jest tylko jedna droga..kanały.
Luna jęknęła a Megan zrobiło się gorąco. Jedną z jej słabości była klaustrofobia.
-Nie ma innej drogi?
Starała się aby jej głos brzmiał jak najmniej żałośnie.
-A co Reheaven strach cie obleciał?
Jack chyba świetnie się bawił widząc przerażenie dziewczyny.
-Pieprz się, Herondale.
Chłopak miał już coś odpowiedzieć ale przerwał im Paul.
-SŁUCHAJCIE..jest jedna bardzo ważna sprawa korytarze w podziemiu przesuwa łają się równo co 2 godziny 15 minut i 13 sekund gdy zostaje wam dwie minuty do przesunięcia rozlega się tykanie..z moich obliczeń wynika, że następne przesunięcie będzie za 2 godziny.
-Jak mamy się tam odnaleźć skoro korytarze się przesuwają? -Luna zmarszczyła brwi
-Nie mam pojęcia i tak powiedziałem wam więcej niż Cleave.
-Wiem i jesteśmy ci wdzięczni.
Luna przytuliła na chwile chłopaka. Gdy się odsunęła Paul życzył im powodzenia i odszedł.
-Więc znamy zasady. Trzymamy się razem. Podobno gdzieś na wschodzie jest wyjście.
Pierwszy wskoczył Ben za nim Luna. Meg została sama z Jackiem.
-No idź.
Dziewczyna pokazała gestem ręki aby chłopak szedł pierwszy.
-O nie...muszę iść za tobą żebyś nie uciekła.
Megan przewróciła oczami i zeszła po śliskiej drabinie na dół. Jakaś ciemna ciecz moczyła jej buty. Szła powoli przyciśnięta do ściany. Im dalej szła tym bardziej musiała się skulać.
-Uwaga przejście jest strasznie małe -powiedział Ben
Gdy Ben i Luna byli po drugiej stronie Jack krzyknął.
-Słyszycie to?
Żadne się w tym momencie nie poruszyło. Meg wstrzymała na chwile oddech. Nagle coś gdzieś stuknęło. Skamieniała z przerażenia nie wiedziała co robić. Po chwili rozległ się huk i znieruchomiałą Meg ktoś pociągnął do tyłu. Poczuła jak ląduje na przemoczonej ziemi. Gdy poczuła, że kamienie spadają z sufitu zasłoniła kark i przyległa płasko do ziemi. Nagle wszystko ustało. Dziewczyna pomału wstała a za nią Jack leżący obok niej. Tam gdzie przed chwilą było przejście stała ściana zza, której wydobył się krzyk Luny
-O MÓJ BOŻE ZABIJE PAULA NIGDY NIE BYŁ DOBRY Z MATMY.
-LUNA? Wszytko w porządku?
-Tak nic nam nie je..
Nagle ucichła.
-LUNA? - tym razem to Jack krzyknął
-SŁYSZAŁEŚ TO KTÓŚ TU JEST!
Gdy rozległy się obce głosy Jack chwycił Meg za rękę pobiegli w nieznanym im kierunku. Biegli przez 5 minut gdy Jack zatrzymał się.
-Ślepy zaułek znowu..
Megan zrobiło się duszno i miała czarno przed oczami.
-O nie..-jęknęła.
Próbowała oddychać jak najgłębiej ale nie potrafiła. Byli pod ziemią. Zgubieni. Z mała ilością pożywienia i wody. Mogą być ścigani. Nie mają jak wyjść. Miała wrażenie, że ściany się kurczą, a ona musi się coraz bardziej skulać. Gdy opadła na kolana wydawało jej się, że jest w pudełku. Małym ciemnym. Że już nigdy z niego nie wyjdzie.
Ktoś przycisnął ją do siebie i zaczął głaskać po głowie. Szeptał jej imię i to, że wszystko będzie dobrze. Gdy się ocknęła popatrzyła w górę i ujrzała głębokie czekoladowe oczy Jacka.
-Rozumiem, ten przypływ adrenaliny i inne sprawy, ale chyba zapominasz że masz dziewczynę? Poza tym jestem całkowicie pewna, iż dam radę bez twojej pomocy.
Chłopak uśmiechnął się pokazując szereg śnieżnobiałych zębów.
-Jezu Meg, choć raz zachowuj się tak jakbyś mnie potrzebowała, przynajmniej udawaj.
Dziewczyna się roześmiała. Wstali i postanowili iść w przeciwnym kierunku niż podążali do tej pory. Szli w kompletnej ciszy. Chyba z 20 razy zmieniali kierunek. Każdy korytarz wyglądał tak samo. Momentami Meg miała przejawy napadów ale je dusiła. Po dobrej godzinie ich zapasy były na wykończeniu. Cisze przerwał Jack.
-Nie mówiłaś, że masz klaustrofobie.
-Jakoś nie było okazji.
Nagle dostrzegła czarne uchylone drzwi. Jack podążył za jej wzrokiem i wyciągnąwszy nóż seraficki podszedł do drzwi. Gdy uchylił je na oścież ktoś skoczył na niego już miał uderzać gdy dostrzegła znane mu niebieskie oczy.
-BEN?
Chłopak spojrzał na Jacka zaskoczony.
-Sorry stary nie wiedziałem, że to ty..
-Złaź ze mnie.
-MEG!
Luna podbiegła do dziewczyny i ją przytuliła.
-Bałam się strasznie o was...Chodźcie pokażę wam coś.
Weszła do pomieszczenia. Był nim mały składzik oświetlany gołą żarówką. Kilka pudeł stało pod ścianą.
-W sumie nic nie znaleźliśmy tylko parę papierów z długami paru osób i zdjęcia.
Mówiąc to wręczył je Megan. Jack przez jej ramie przyglądał się ludziom na fotografiach. Pierwsze pięć zdjęć przedstawiało ubranych na czarno mężczyzn, których Meg nigdy nie widziała. Ale szóste zdjęcie przedstawiało dobrze znaną jej kobietę. Jej ciemne włosy były związane w koński ogon i patrzyła się znudzonym wzrokiem w obiektyw.
-Ja ją znam - niewiele myśląc wyznała. Trzy pary oczu patrzyło wyczekująco na nią - to moja matka..
*
-Nadal nie rozumiem po co tym ludziom zdjęcie mojej matki.
Szli na wschód szukając wyjścia wszyscy byli wstrząśnięci ich odkryciem. Luna przystanęła na chwile.
-Meg przejrzyjmy jeszcze raz te nazwiska.
Dziewczyna sięgnęła do tylnej kieszeni dżinsów ale nic tam nie znalazła.
-o nie..musiałam je zgubić...
Jack miał coś powiedzieć ale nagle rozległ się ten sam odgłos co około dwóch godzin temu. Megan znowu została powalona na podłogę. Gdy wszystko dobiegło końca okazało się, że znowu zostali rozdzieleni. Została sam na sam z Benem.
-No to możemy sobie wreszcie pogadać.
Chłopak uśmiechnął się słabo do Meg.
-Tak, chyba nie zaczęliśmy dobrze.
-Wiem, że cie irytuje ale nie robię tego specjalnie.
Przez moment szli w ciszy.
-Nie irytujesz mnie porostu...z początku nie ufałem ci..ta cała sytuacja z Magnusem..znaczy z Czarownikiem...znaczy - zakłopotany próbował zachowywać się naturalnie - No kradzież nie mówi dobrze o człowieku.
-To był błąd.
-Rozumiem.
Szli i dalej rozmawiali gdy nagle z zza rogu wyszła postać...

~TESSA








poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział 11

-Nienawidzę alkoholu, nigdy w życiu więcej nie tknę tego świństwa – upiła łyk wody i odstawiła szklankę na biurko.

 Luna przewróciła oczami, niemalże się uśmiechając. Od ponad godziny musiała słuchać narzekań przyjaciółki i oczywiście miała dość. Zablokowała telefon i niechętnie schowała go do kieszeni jeansów. Wstała z łóżka Megan i podeszła do niej.
 Brunetka uniosła na nią wzrok mrużąc oczy.

 -Powiedz mi co jest między tobą, a Jackiem?
 -Co? -poderwała się z miejsca przez co blondynka była zmuszona odsunąć się parę kroków. -Błagam cię, czy ty się słyszysz?
 -Dobra, tylko pytam – zasłoniła usta dłonią, zanosząc się śmiechem. Osiągnęła oczekiwany efekt-Meg wstała z miejsca, teraz zdecydowanie łatwiej będzie ją wyciągnąć z pokoju.
 -Nigdy więcej tego nie rób.

 Luna podeszła do szafy dziewczyny i szeroko ją otworzyła. Czekała na jakąkolwiek reakcję ze strony Megan, ale nie doczekała się nawet marnych wyzwisk.
 Korzystając więc z okazji wyjęła z szafy czarne jeansy z wysokim stanem oraz szary tshirt. Rzuciła ubrania w jej stronę i kierując się w stronę drzwi powiedziała krótko:

 -Czekam na dole.
 -Co? O co chodzi, nigdzie się nie ruszam!
 -Masz pięć minut.

 Megan głośno westchnęła. Wzięła ubrania i poszła do łazienki, gdzie założyła je na siebie. Związała włosy w niskiego kucyka i przejrzała się w lustrze. Sieńce pod oczami nie pozwalały zapomnieć o wieczorze minionej nocy. Nie do końca była pewna co się wtedy stało. Zdawała sobie sprawę ze znacznego przesadzenia z alkoholem, ale martwiła się możliwą obecnością narkotyków lub środków odurzających, bo owszem zdarzało jej się być pijaną, ale to było coś więcej. Była jakby w transie. Nie umiała przestać.
 Potrząsnęła głową i nagle przypomniała sobie domniemanego sprawcę jej stanu. Czarne oczy, postawił jej drinka. Nie pamiętała nic więcej, to musiało jej wystarczyć. Na chwilę zapomniała o zbliżającej się wojnie i postanowiła go znaleźć. Jeśli dwa dni jej nie wystarczą po prostu porzuci ten pomysł. W Londynie na każdym kroku można spotkać gwałcicieli, dilerów; a jej jedynym tropem są te czarne oczy.
 W przypływie nagłego entuzjazmu wyszła z pokoju i zbiegła na dół po schodach. Luna już czekała na nią przy drzwiach prowadząc z kimś leniwą pogawędkę przez telefon. Na jej widok szybko zakończyła połączenie i uśmiechnęła się:

 -Co tak długo?-rzuciła i otworzyła drzwi, chłód zaskoczył je obie. Szybko założyły swoje kurtki i szczelnie owinęły się szalikami.

 Po wyjściu długą chwilę milczały przyzwyczajając się do listopadowej pogody.

 -Właściwie to zaczyna mnie boleć głowa.

 Luna wzniosła oczy ku niebu i wykonała nieokreślony gest ręką informujący, że nie ma zamiaru z nią już dłużej rozmawiać.

 -Na serio, umieram.
 -Zamknij się, dasz radę.

 ***

 Obserwował ją przez dłuższą chwilę. Cieszył się każdą chwilą w jakiej przebywał w ukryciu. Wiedział, że niedługo będzie musiał się ujawnić i wniknąć w to co oni nazywają codziennością. Ale jak mogą takową prowadzić podczas regularnej wojny. Wmawiają sobie, że coś robią, ale teoretyczne działania nie mają znaczenia. To jest walka.
 Wczorajszej nocy odbył pierwszy kontakt z celem. Cały czas miał przeczucie jakby o czymś zapomniał, o dość istotnym elemencie, który nie wiedzieć czemu wypadł mu z głowy.
 Dziś zapowiadało się tak jak zwykle po imprezach. Nudził się już od pierwszych minut po przebudzeniu. Nocował w pobliskim pensjonacie, zbyt ryzykownym byłoby wrócenie do bazy. Ktoś mógłby go śledzić. Zawiadomił więc tylko swojego przełożonego dzwoniąc, na pewnie usunięty już z bazy, numer. Porozumiewali się oczywiście szyfrem.
 Wbrew jego oczekiwaniom cel oddalił się od stałego miejsca pobytu. Nie poszedł za nią, zdecydował się przeszukać Instytut.

 ***
 Weszły do zatłoczonej kawiarni. Megan oczywiście to pasowało, wreszcie znalazła się w ciepłym pomieszczeniu. Usiadła czym prędzej przy stoliku obok okna i nie czekając na Lunę zamówiła kawę. Blondynki jednak nie interesowała ani kofeina ani błagania jej towarzyszki o zajęcie miejsca. Stała i rozglądała się po pomieszczeniu, szukając tego po co przyszła.
 Gdy wreszcie udało jej się to znaleźć pomachała w tamtym kierunku ręką i po chwili obok nich stanął chudy, niski mężczyzna. Kręcone czarne włosy wystawały spod czarnej czapki. Bordowy sweter był zaciągnięty w paru miejscach, a czarne spodnie wisiały na chudych jak patyki nogach. Pod pachą trzymał laptopa, a w ręce kurczowo ściskał papierowy kubeczek, który pewnie wypełniony był kawą.

 -Hej, miło cię znowu widzieć -powiedział i wykonując niezgrabny ruch objął Lunę ręką, w której trzymał napój.
 -Ciebie też, dobrze że jesteś – mówiąc to wreszcie zajęła miejsce.

 Chłopak usiadł tuż obok blondynki i otworzył laptopa kładąc go na stoliku. Megan odchrząknęła wymownie przypominając światu, że mimo wszystko wciąż istnieje.

 -Oh, Megan to Paul, Paul to Megan – uśmiechnęła się przepraszająco w stronę przyjaciółki.
 -Hej – powiedział tylko nie odrywając wzroku od komputera.
 -Cześć, także może byłabyś łaskawa powiedzieć mi kto to do cholery jest? - zniecierpliwiona przewróciła oczami.

 Kelnerka przyniosła jej kawę. Meg zmusiła się do uśmiechu i cicho podziękowała.

 -To mój przyjaciel z doradztwa, pracuje nad miejscem bazy rekrutów – ostrożnie dobierała słowa.
 -Myślałam, że ty nie wiesz o.. - brunetka zdziwiona prawię wypuściła z ręki kubek z kawą. Skąd Luna wiedziała o ich planie?
 -Jake mi powiedział wczoraj na imprezie -Megan pokiwała głową.

 Siedzieli przez chwilę w milczeniu wsłuchując się w charakterystyczny dźwięk wciskania klawiszy na komputerze.

 -Znalazłem coś – powiedział po dłuższej chwili Paul, kiedy obie dziewczyny rozmawiały o szczegółach planu.
 -Co? - zapytały obie naraz.
 -Ich baza znajduje się w Hyde Parku, a dokładniej mówiąc-pod.
 -Skąd to wiesz? - zapytała blondynka.
 -Zanotowano wzrost elektrycznomagnetyczności na tych terenach, widziano również parę dziwnie wyglądających osób znikających w niewyjaśnionych sytuacjach. Niestety nie mogę określić na jak wielkim obszarze położona jest ich baza.
 -Nieprawdopodobne, jak w tak krótkim czasie udało im się to zbudować? -Luna niemal wykrzyknęła, towarzysze rzucili jej ostrzegawcze spojrzenie.
 -Pod Hyde Parkiem od dawna znajdowały się tunele, najprawdopodobniej wykopane w szesnastym wieku. To labirynt dla kogoś kto nigdy tam nie był. Nie należały do nikogo. Nawet Fearie nie zasiedliły tych terenów – wyjaśnił Paul, wciąż wpatrując się w ekran.
 -Dlaczego? -spytała Meg.
 -Ponieważ nikt nie wiedział jak tam wejść. Aż do teraz.

 ***
 Megan zmęczona pchnęła drzwi do swojego pokoju. Nacisnęła włącznik światła i zamarła, cudem powstrzymała się od krzyku. Jej pokój wywrócony był do góry nogami.
 //NORA