poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 2

Rzuciła słuchawki na stolik koło łóżka,wiedziała, że się poplączą ale nie dbała o to. Skierowała się w stronę dużej szafy, która stała w kącie pokoju i wyjęła z niej rzeczy do przebrania. Ruszyła do łazienki by zmyć z siebie pot. Nieświeże ubrania wrzuciła do kosza na pranie i weszła pod prysznic. Już miesiąc mieszkała w Instytucie ale nadal nie mogła się przyzwyczaić do braku długich kąpieli. Gdy mieszkała u Magnusa uwielbiała wieczorami zanurzyć się w pianie z dobrą książka i choć na chwile zapomnieć o problemach. Nagle zalała ją fala przygnębienia. Brakowało jej małego i kolorowego mieszkania Magnusa..gdzie co trzeci dzień na dole zbierało się pół Londynu by potańczyć i zatracić się w alkoholu. Brakowało jej Prezesa Miał. Ta gruba kula futra była naprawdę dobrym towarzystwem przy oglądaniu jakiś głupich programów w telewizji. A najbardziej brakowało jej czarownika. Magnus praktycznie ją wychował, nauczył ja walczyć i pomagał w ukrywaniu się przed nocnymi łowcami. Nie chciała żyć tak jak oni nasłuchała się mnóstwo opowieści matki o jej nastoletnim życiu i o tym jak trudno było uciec z Instytuty w Nowym Jorku. A właśnie matka...za nią Meg nie tęskniła. W wieku 17 lat zmęczona codziennymi libacjami alkoholowymi matki i jej znajomych dziewczyna wyprowadziła się na stałe do Magnusa. Dwa lata..minęły dwa lata odkąd pojawiła się w drzwiach czarownika z walizką a on ją bez wahania przyjął do siebie. Układało im się dobrze, razem podróżowali. Magnus był dla Meg nie tylko najlepszym przyjacielem. Traktowała go trochę jak ojca, którego nigdy nie miała. I jednego dnia go straciła. Przez jedno potknięcie i jedną książkę, która upadła z hukiem na podłogę. Dziewczyna pamiętała dobrze jak siedząc na biurko w drugim pokoju podsłuchiwała rozmowę Aleksandry i Magnusa gdy nagle na mebel wskoczył Prezes i dziewczyna szturchnęła półkę z książkami z której spadła jedna z grubych ksiąg. Oczywiście gość Magnusa to usłyszał i zainteresował tym co dzieje się w pokoju obok. W tamtym momencie pierwszy raz od bardzo dawna Megan była przerażona. Nie miała pojęcia jak czarownik miałby się wytłumaczyć z mieszkania z Nocnym Łowcą. Na całe szczęście Magnus miał głowę na karku i odegrał scenkę zaskoczenia i oskarżył dziewczynę o kradzież. Po tym jak Magnus nawrzeszczał na Aleksandre ,że ,,powinna bardziej pilnować tych swoich szczeniaków ,i że czuje się oburzony...ale jako wspaniałomyślny czarownik i tak pomoże Nocnym Łowcom". Aleksadra w obawie ze Magnus zmieni zdanie zawiozła Megan do Instytutu i tam odbyło się przesłuchanie. W drodze dziewczyna wymyśliła już bajeczkę, w którą uwierzyła dyrektorka instytutu. Teraz według wszystkich jest byłą emigrantką z Ameryki, która zarabiała na sprzedaży magicznych przedmiotów a z powodu długiego pobytu w Londynie nabrała brytyjskiego akcentu. Nie obyło się bez listu do Idrisu ale Clave uznało ,że najlepiej będzie jak Megan zostanie w Londynie. I tak się stało.
Gdy dziewczyna poczuła, że przestała lecieć ciepła woda zakręciła wodę i otuliła się ręcznikiem. Ubrała bieliznę, czarne dżinsy i pasującą kolorem koszulkę. Gdy wyszła z zaparowanej łazienki skuliła ramiona z zimna. Na krześle wisiała bluza. Chwyciła ją i wyszła z pokoju zamykając go na klucz. Zeszła na parter w stronę kuchni. Nagle usłyszała krzyki dobiegające z pomieszczenia. Po wejściu dostrzegła kucharkę, która wykrzykiwała przekleństwa i biła szmatką Jacka.

-ILE RAZY MAM POWTARZAĆ ,ŻE ŁAPY PRECZ OD MOJEGO CZEKOLADOWEGO CIASTA!!
-DOBRZE DOBRZE JUŻ NIE BĘDĘ TYLKO PRZESTAŃ MNIE TRZEPAĆ TĄ SZMATKĄ!

W końcu kobieta poddała się i wróciła do pracy cały czas mamrocząc coś o złym wychowaniu. Dziewczyna przeniosła wzrok na wycierającego twarz z czekolady chłopaka. Jack chyba poczuł jej spojrzenie na sobie i popatrzył Meg prosto w oczy. Dziewczyna szybko odwróciła wzrok. Miała wrażenie, że patrząc komuś w oczy można odkryć jego sekrety. A nie chciała żeby Jack znał jej. Na twarz chłopaka wpełzł złośliwy uśmieszek.

-Wiesz jesteś mi winna przysługę. -stwierdził

Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem.

-A niby za co?

Chłopak przybliżył się do niej niebezpiecznie blisko pochylił się i szepnął do ucha:

-Lightwoodowie raczej nie byliby zadowoleni z twoich rannych wycieczek -Megan czuła ciepły oddech chłopaka na szyi. Pachniał miętą i czekoladą.-Będę trzymał buzie na kłódkę ale w odpowiedniej chwili upomnę się o przysługę.

Chłopak odsunął się i wyszedł z kuchni.
Meg szybko otrząsnęła się z szoku gdy zaburczało jej w brzuchu. W pełni świadoma słów Jack'a przeszła przez pomieszczenie, mijając kucharkę. Sięgnęła do szafki po bladoróżową miskę i z hukiem postawiła na blacie.
 Odgarnęła opadające na czoło włosy i wyjęła z dużej szuflady musli. Wsypała odpowiednią ilość płatków, po czym dodała jogurt owocowy. Kurczowo ściskając w dłoni, wyjętą przed chwilą łyżkę rozmyślała nad sensem słów chłopaka. Czy naprawdę miał zamiar ją szantażować? Prychnęła, zwracając tym uwagę kucharki.
 Przewróciła oczami i zaczęła jeść. 


~~TESSA

sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 1

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Przyśpieszone tętno, nierównomierny oddech. Kabel od słuchawek uderzał w klatkę piersiową. Włosy kleiły się do czoła. Zwolniła bieg. Truchtem dobiegła do ściany wysokiego budynku i oparła się o nią, wyczerpana oraz spragniona. Wyjęła telefon i wyłączyła kończącą się właśnie piosenkę, która dudniła jej o uszy przez ostatnie pięć minut. Zdejmując słuchawki owinęła je niedbale wokół telefonu i razem z nim schowała do kieszeni bluzy.
Wyrównała oddech, po czym przygładziła ręką włosy zebrane w wysokiego kucyka. Wytarła rękawem pot spływający jej po czole. Rozejrzała się po okolicy, gdy zabsorbowały ją stłumione głosy. Było pusto, lecz wiedziała, że ktoś się zbliża. Sparaliżowana strachem starała się racjonalnie określić plan działania. Wiedziała, że nie ma dużo czasu, więc ucieczka nie wchodziła w grę. Mogliby ją zauważyć, mogliby pobiec za nią. A co jeśli okazaliby się szybsi? Postanowiła znaleźć miejsce, w którym przeczekałaby niezauważona. Przebiegła przez ulicę i skuliła się za jednym z trzech ogromnych kontenerów. Wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia, gdy dotarł do niej okropny odór. Zatkała nos dwoma palcami i wdychając powietrze przez usta ostrożnie wyjrzała zza swojej kryjówki. Miała nadzieję, że to przyziemni, bądź ktoś z podziemnego rodzaju.
Wtedy ich zobaczyła. Srebrnobiałe niteczki, rozciągnięte po całej długości ich ramion lśniły w blasku wschodzącego słońca. Runy.
Megan gwałtownie wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby. Oddaliła rękę od twarzy, pozwalając sobie na oddychanie toksycznym zapachem. Nefilim.
Przyjrzała się im uważniej, lecz ich twarze kryły się pod ciemnymi kapturami, czarnych, dresowych bezrękawników. Zza pasków ich spodni sterczały klingi mieczy, gotowe do walki. Zalał ją zimny pot, a ciało zamrowiła gęsia skórka. Uspokoiła trzęsące się ręce, układając je płasko na udach.
W pewnym momencie jeden z nich odwrócił kaptur w jej stronę, lecz wiedziała że nie może się ruszyć. Zdradziłaby swoją pozycję, gdyby tylko zauważył ruch. Czarne włosy nie rzucały się w oczy, lecz blada jak kamień zdecydowanie odbiegała wyglądem od ciemnego zaułka. Wstrzymała oddech. Nie zauważył jej. Odwrócił się do swojego towarzysza, gdy ten do niego mówił. Gdy usłyszała jego słowa cudem stłumiła okrzyk, przygryzając mocno wargę. Poczuła posmak krwi, gdy dotarło do niej co to tak naprawdę znaczy.

-Jak poszukiwania?- byli jednymi z rekrutów. Włosy na karku stanęły jej dęba, powoli wypuściła wargę z mocnego uścisku zębów.
-Schwytaliśmy dwójkę zdrajców wczoraj- coś jej nie pasowało. Dlaczego mówili o dwójce ludzi? Przez ostatnie dni dochodziły informacje o pojedynczych porwaniach, zaginięciach. Nie porywali par, czy większych grup. Po prostu nie, to nie wchodziło w grę, to było za wiele. Mocno zacisnęła zęby. Strach ustąpił złości i irytacji. Opanowała to, przypominając sobie co zrobiliby z nią gdyby przez przypadek ją zauważyli. - Uciekali, wyrywali się, ale nie powiedzieli nic. Myślę, że mogli być łącznikami, ponieważ czatowali blisko naszej bazy – mówił jakby szyfrem, jednak dziewczyna rozumiała wszystko. Parę dni temu Cleave zdecydowało się wysyłać łączników do baz rekrutorów, aby zbadali sytuację. To miała być tajemnica, między Cleave i doradztwem, w którym uczestniczyła Luna – jedyna zaufana osoba w całym instytucie, która powiedziała o wszystkim Meg- oraz Lightwoodowie, jako jedyni w zakresie ich Instytutu. Reszta pochodziła głównie z Idrisu. Ale ktoś zdradził. Ktoś musiał zdradzić. Zdrajca w Cleave czy w doradztwie? Postanowiła zostawić tę myśl na potem, może miała błędne przypuszczenia? Może sami dowiedzieli się z innych źródeł, bądź po prostu domyślili się.- Straciliśmy ich w nocy.

Zacisnęła mocno powieki. Starała się wszystko przetrawić, zrozumieć. Śmierć. Nie umiała się z tym pogodzić.
Miała ochotę splunąć na nich gdy usłyszała szorstki, tryumfalny śmiech. Powstrzymała się wykrzywiając twarz w grymasie dezaprobaty. To najmilsze na co się zebrała.
Gdy ich głosy oddalały się oparła się o ścianę, już nie czując smrodu. Poczuła piekące łzy pod powiekami, lecz nie pozwoliła sobie na płacz. Śmierć, miała dopiero przyjść. To było tylko ostrzeżenie.

Bezszelestnie otworzyła ogromne, mahoniowe drzwi Instytutu, tym samym zostając po raz kolejny poddana próbie czaru chroniącego założonego przez Magnusa. Mogli przez niego przejść, tylko ci którzy mieli dobre zamiary, lub mieszkali na stałe w budynku. Nie miała za złe czarownikowi, gdy nie przyznając się do niej posądził o kradzież, uprzednio poddając ją działaniu czarów. Wiedziała, że działał ze względu na jej dobro i sama czuła się bezpieczniej pod opieką nefilim. Lecz ograniczające ją standardy panujące w tym miejscu były zbyt wygórowane. Mimo wszystko je rozumiała. Nie mogła sobie jednak odmówić porannych biegów. Wymykała się więc jeszcze wcześnie, gdy miasto spało, gdy Instytut spał. Nikt o tym nie wiedział i ona nie zamierzała nikomu mówić. Przeszło jej przez myśl, że mogłaby poinformować o tym Lunę, lecz jako jedna z członkiń doradztwa mogłaby być skłonna do powiedzenia o tym kierownikom, czyli Lightwood'om. Oni z pewnością zabroniliby jej tego. Mimo to miała wyrzuty sumienia, ponieważ jej zaufanie do przyjaciółki zostało poddane próbie, a ona jej nie zdała.
Przeszła przez ogromny korytarz, udekorowany licznymi portretami poprzednich domowników oraz orientalnymi dywanami, po których stąpając poruszała się bezdźwięcznie. Dotarła do zwieńczenia potężnych, dwupiętrowych schodów, wykonanych w całości z drewna i ostrożnie stąpając weszła na pierwsze piętro. Było to piętro mieszkalne, drewniane drzwi udekorowane mosiężnymi klamkami rozciągały się po całej długości korytarza. Gdy dotarła do tych, prowadzących do jej pokoju miała ochotę odetchnąć głęboko i cieszyć się, że po raz kolejny nie została przyłapana, przeszkodził jej jednak odgłos zbliżających się kroków, a ona bez patrzenia w tamtym kierunku była w stanie stwierdzić że znajduje się w zasięgu wzroku tej osoby. Opierając się bokiem o drzwi, tyłem do niej mocowała się z klamką, która w tym momencie musiała się zablokować.

-Mogę ci jakoś pomóc? - usłyszała tłumiący śmiech głos. Był zachrypnięty, lecz głęboki. Wiedziała do kogo należy zanim się odwróciła. Jack.
-Nie, dziękuję – powiedziała krzyżując ręce na piersi, wpatrzona wprost w czekoladowe oczy.

Sięgające linii szczęki brązowe włosy były potargane, lecz okalając jego twarz wciąż układały się idealnie. Uniósł prawą dłoń do ust, zakrywając usta, wykrzywione w złośliwym uśmieszku. Wytatuowane ramie przyciągnęło jej wzrok. Czarny atrament rozlewał się po całej długości ręki w nieczytelnych wzorach. Gdyby uważniej się przyjrzała, dostrzegłaby jak srebrnobiałe znaki przeplatają się z tuszem, pod nietypowym kątem. Ciekawiły ją one odkąd się tu pojawiła, nie pytała jednak. Sama posiadając tatuaże, miała wrażenie, że gdy ktoś pytał ją o nie, robił to wścibsko i gardził jej prywatnością. Każdy ma prawo do tajemnic, nawet jeśli posiadanie ich jest oczywiste. Milczała więc zachowując swoją opinie dla siebie.
Niechętnie przeniosła wzrok na jego twarz gdy odchrząknął teatralnie. Ze zdziwieniem stwierdziła, że wszystkie jego koczyki są wyjęte. W brwi, wardze oraz w uchu. Pierwszy raz widziała go takiego, był inny, jakby mniej pewny siebie. Jakby bezbronny. Odepchnęła tę myśl, przyjmując obojętny wyraz twarzy.

-Słucham? - zapytała odrobinę zbyt pogardliwie i wyczekująco.
-Chcę po prostu wiedzieć co robisz tak spocona o szóstej rano, przed swoim pokojem do którego próbujesz się zresztą dostać. - Przewrócił oczami i podpierając pozbawioną tatuaży ręką biodro, przyjął komiczną pozycję. Cudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
-Miałam zły sen – wiedziała, że to wciąż nie jest odpowiedź na jego pytanie, bo niby jak ma to wyjaśnić sportowy strój i to dlaczego wyszła z pokoju. Postanowiła jednak po prostu nic więcej nie mówić i obróciła się w stronę drzwi.
-Megan..-popatrzyła na niego kątem oka i gdy wreszcie klamka ustąpiła weszła jedną nogą do swojego pokoju.
-Jackie, nie martw się o mnie – powiedziała złośliwie, wiedziała, że on nie martwił się o nikogo, był samotnikiem i zdecydowanym egoistą.

Przewrócił jedynie oczami i to było ostatnie co zobaczyła zanim zamknęła drzwi.

Dopiero gdy usłyszała jego oddalające się kroki pozwoliła sobie na głośne wypuszczenie powietrza.


//N

***
Pojawiło się parę niejasności, które chcemy sprostować:) 
Piszemy bloga we dwie, każdy post jest podpisany pierwszą literą nicku, autorki. Czasem może się zdarzyć, że obie pisałyśmy dany rozdział, czy post informacyjny (np. opublikowany prolog jest tego idealnym przykładem), wtedy podpisujemy się obiema literami. 
zapraszamy również uprzejmie na fanpage na facebooku o darach anioła:) (nie my jesteśmy adminkami) 
Dziękujemy bardzo za dotrwanie do końca i bardzo prosimy o wyrażenie swojej opinii w komentarzach!!:)

środa, 26 sierpnia 2015

PROLOG


Nieczytelny, neonowy szyld, rozświetlał ulice. Noc zdominowana przez ciszę i ciemność, ulegała pod tandetną reklamą.
Dziewczyna zaciągnęła się papierosem, dym podrażnił jej gardło. Wypuściła go, a kłębiące się smugi dymu przecięły powietrze,. Zgniotła niedopałek w popielniczce i podniosła się z zimnej balkonowej posadzki. Odwracając się od wszechogarniającej ciemności, rozproszonej neonowym szyldem oraz zapalonymi światłami w niektórych oknach domów, weszła z powrotem do mieszkania. Szybkim krokiem przeszła przez pokój i chwytając pilota od telewizora usiadła na kanapie. Ugięła się ona delikatnie pod ciężarem kota, który na nią wskoczył. Brunetka leniwie wyciągnęła dłoń w jego kierunku zachęcając zwierzę aby do niej podeszło.Nagle ciszę przerwał dźwięk dzwonka do drzwi.


-MAGNUS KTOŚ DO CIEBIE! - nie wstając z kanapy dziewczyna zawołała swojego współlokatora.
-Meg nie musisz się tak wydzierać mam doskonały słuch..
W drzwiach pojawił się wysoki mężczyzna, chudy jak patyk. Miał kruczoczarne włosy postawione na taką ilość żelu, że wyglądało jakby poraził go prąd. Podłużny kształt oczu i złotawy odcień skóry świadczył o wschodnim pochodzeniu. Ubrany był w czarny T-shirt ozdobiony zbyt dużą ilością cekinów, które mieniły się z każdym ruchem mężczyzny. Na koszulkę miał narzuconą brokatową marynarkę. Stanowczo zbyt dużo....wszystkiego. Cekiny, brokat, cienie do powiek, ciemne szminki sprawiały, że rzucał się w oczy. A to dla Magnusa było najważniejsze.
Mężczyzna podszedł do drzwi frontowych i spojrzał przez wizjer. Nagle zamarł. Odwrócił się powoli a jego spojrzenie mówiło jasno ,,Schowaj się". Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Bezszelestnie zeszła z kanapy i ukryła się w drugim pokoju.
Magnus otworzył drzwi. Kobieta stojąca za nimi była wysoka i dobrze zbudowana. Jej czarne włosy były ściągnięte w koński ogon a chłodne niebieskie oczy lustrowały Magnusa od końców jego włosów po czubki fioletowych butów.
-Alexandro Lightwood....czy podczas waszego szkolenia nie uczą dobrych manier? W sobotni wieczór naprawdę nie powinno się nachodzić ludzi o tak późnej porze - Magnus starał się żeby jego głos brzmiał zupełnie naturalnie. Nie mógł wzbudzać podejrzeń gdyby ktokolwiek się dowiedział, że mieszka razem z ukrywającym się nocnym łowcą miałby sporo problemów. A teraz stała przed nim dyrektorka tutejszego instytutu.
-Magnusie moglibyśmy wejść do środka? Potrzebuje twojej pomocy.- Nawet głupiec domyśliłby się, że przyjście tutaj i proszenie o przysługę nie jest zbyt łatwe dla kobiety.
-Dlaczego miałbym ci pomagać?
-Zapłacę...
Mężczyzna jeszcze chwile wahał się ale w końcu odsunął się od drzwi i wpuścił łowczynie do środka. Nie była tu pierwszy raz ale i tak lustrowała mieszkanie Magnusa wzrokiem pełnym zdumienia.
-Za każdym razem dziwi mnie twoja ekstrawagancja i chęć wyróżniania się..
-Chyba nie zabierasz mi mojego cennego czasu by pogadać o moim guście - przerwał jej zniecierpliwiony
-Nie. Chodzi o to, że nadchodzą niebezpieczne czasy a to wymaga wykorzystywania wszelkich środków bezpieczeństwa a magia Wielkiego Czarownika Londynu jest jednym z nich.
Wielki Czarownik Londynu. Magnus zawsze szczycił się tym, że był najlepszym czarownikiem w całym Londynie i śmiał twierdzić, że w i całej Wielkiej Brytanii. Ale w ustach Nocnego Łowcy nie brzmiało to już tak szlachetnie.
-Chcesz abym nałożył czar ochronny na Instytut...Dlaczego? - sprawy Cleave nie bardzo obchodziły czarownika ale Aleksandra wydawała się być zbyt przejęta aby była to kolejna paranoja potomków anioła.
Kobieta natychmiast zesztywniała a krzty niepewności w jej oczach zastąpił chłód i pogarda.
-Istotnie chce abyś rzucił czar ale nie sądzę aby informacja dlaczego miałbyś to robić pomogła ci w tym.
-To ja tutaj jestem czarownikiem a nie ty Aleksandro.
Mężczyźnie nogi cierpły od stania więc podszedł do okrągłego stołu koło okna i odsunął jedno z krzeseł po czym skinął na łowczynie aby również usiadła. Po chwili wahania siadła naprzeciwko Magnusa.
-Dobrze powiem ci dlaczego potrzebna mi twoja pomoc ale musisz obiecać, że z nikim nie podzielisz się swoja wiedzą...Bo będziesz miał problemy z Cleave a tego nie chcielibyśmy oboje.
W rzeczy samej problemy z Nocnymi Łowcami były na liście 'czego czarownik ma unikać jak ognia'. Nie to, że zawsze to robił ale skoro na świecie dzieją się złe rzeczy to lepiej było zbierać sojuszników niż wrogów.
-Masz moje słowo.
Aleksandra spojrzała mu głęboko w oczy jakby chciała się doszukać kłamstwa albo podstępu i nie spuszczając oczu z Magnusa powiedziała:
-Do Alicante przyszła wiadomość, że syn piekieł jaki i jeden z aniołów maja dzieci tutaj w tym świecie...co więcej zarzucają nam, Nefilim, że je ukrywamy przed nimi, czego oczywiście nie robimy. Każą nam je oddać albo stanie się coś strasznego.
Magnusowi serce zabiło mocniej. Czyli się dowiedzieli...O Boże. Czarownik starał się zachować pokerową twarz ale Aleksandra chyba tego nie zauważyła, kontynuowała..
-Więc dokładamy wszelkich starań, żeby znaleźć te dwójkę. Co wiążę się z masą kłopotów, które zagrażają Instytutowi.
-Co jeśli nie uda wam się zaleźć tych dzieci?
-Nasz świat stanie się polem bitwy między niebem a piekłem. Nikt nie ma takiej mocy żeby sprzeciwić się tak silnym istotom więc świat zapłonie ogniem walki, my będziemy bezradni ale gotowi.
Łowczyni była przerażona, mężczyzna zauważył kropelki potu, które spłynęły jej po czole i zniknęły za kołnierzem bawełnianej bluzki.
-Zgoda nałożę czar na Instytut co więcej..popytam wampirów i likantropów czy coś wiedzą. Nie wiem czy wiesz ale szczycę się dobra sławą wśród podziemnych.
-Czyli te skargi na twoją działalność i kosmiczne wysokie ceny to mity.
Magnus chciał powiedzieć jakiś komentarz ale kobieta wstała i gdy już miała wychodzić rzuciła:
-Dziękuję Magnusie...
Nagle oboje usłyszeli okropny huk dobiegający z pokoju, w którym wcześniej schowała się współlokatorka czarownika. Magnus wstał przerażony i niezauważalnie przewrócił oczami. Popatrzył na swojego gościa, stała w pozycji obronnej, nasłuchując. Potarł oczy i pomyślał nad krótkim obezwładniającym zaklęciem. Wykonał szybki gest palcami i niebieskie iskierki rozproszyły się wokół jego ręki.
Westchnął, przede wszystkim zirytowany. 
                                                                             
                                                                                                                                                  //T&N